Skazani na przemilczanie twórcy potęgi przemysłowej Śląska (cz. 2). Karol Godula

Skazani na przemilczanie twórcy potęgi przemysłowej Śląska (cz. 2)
Na tle losów Antona Ziobro warto się zastanowić, czy to nie umiejętności tego polskiego Ślązaka przyczyniły się do sukcesu innego polskiego Ślązaka, Karola Goduli (1781–1848). Godula (którego nazwisko pochodzi od „godać”, czyli: gadać; a więc godula, to tyle, co gaduła) jeszcze w 1806 r. był w dokumentach określany nie tylko jako kasjer nieco zapuszczonego majątku hr. Karola Franciszka von Ballestrema w Rudzie (dziś Śląskiej), ale też urzędnik rolny i leśny oraz policji dominialnej na tym terenie. W tej służbie słynął z gorliwego tropienia kłusowników oraz innych ludzi ukrywających się w lasach jego pana m.in. pod Rudą. A właśnie tam, po 1805 r. – pod opiekę hr. Karola Józefa Erdmanna Henckel v.Donnersmarcka – schronił się A. Ziobro.
Miejscem, które wówczas należało do Donnersmarcka, a graniczyło w lasach (tzw. bytomski Czarny Las) z posiadłościami Ballestrema był teren styku obecnej dzielnicy Świętochłowic Zgoda z Kochłowicami w Rudzie Śląskiej. Jednym z najstarszych miejsc eksploatacji węgla na tym obszarze, jeszcze metodą duklową była obecna Góra Hugona, wśród okolicznych Ślązaków znana jako Hugoberg, która swą nazwę wzięła od zgłoszonej w latach 20-tych XIX w., ale działającej już wcześniej kopalni Donnersmarcków „Hugongrube”. W jej pobliżu, na tzw. Klarze, przylegającej do Góry Hugona części dzielnicy Zgoda w początkach XIX w. powstała jedna z pierwszych prywatnych hut cynku, „Klarazinkhütte”, która jeszcze na pruskiej mapie z 1828 r. zlokalizowana jest na miejscu opisanym, jako „Żydowizna”. Może to wskazywać, że teren był własnością bytomskich przedsiębiorców pochodzenia żydowskiego, w tym – być może – Salomona Isaaca zu Pless, znanego też jako Beuthener, bytomski, a później – spokrewnionych z nim Friedlenderów. Według Wilhelma Immerwahra, znanego lokalnego historyka z Bytomia, Meyer Friedländer, prawdopodobnie brat Davida Friedlandera, był bliskim krewnym Isaaca Salomona, i założył fabrykę skóry w Bytomiu. Natomiast Simon Friedländer dzierżawił prawa do wydobycia rudy żelaza pod Bytomiem i był właścicielem kopalń “Magdalena” oraz „Otto”, a w latach 1820-1821 z synem Moritzem miał udziały w budowie huty cynku Klara. W postawieniu tej huty mieli udział także inni kupcy żydowscy z Bytomia, m.in. Heymann, Loewi, Rechnitz czy Mannheimer. Zwłaszcza Simon Loewi (Loewy, Levy, Lőwi) odegrał ważną rolę przy uruchamianiu przez Friedländera owych kopalń i huty. Hutę cynku „Klara” w 1825 r. nabył hrabia Henckel von Donnersmarck ze Świerklańca. Była ona jedną z trzech hut cynku na terenie Czarnego Lasu. Oprócz niej działały jeszcze w tym czasie huty „Rosamunda (Rosamunden-Hűtte)” i „Bytomska (Beuthener Zinkhűtte)”, które należały do radcy handlowego Kramsty.
Że na tym leśnym terenie mogło dojść do spotkania Goduli urzędnika leśnego i policyjnego z uciekinierem pańszczyźnianym i przemytnikiem Ziobrą, wskazują następujące okoliczności: otóż do 1807 r. Godula brał udział w staraniach zarządców Ballestrema o powiększenie pola kopalni „Brandenburg” i w handlu glinką aż w Tarnowskich Górach, oraz gospodarką leśną. W tymże roku doprowadził do zbudowania dużej cegielni w Rudzie oraz prowadzącej do niej z glinianek – kolejki z wywrotkami. Był to jednak czas przełomowy w jego życiu. Najprawdopodobniej zimą lub wiosną następnego roku – możliwe, że podczas eskapad wielkopolskich oddziałów powstańczych lub wojsk księcia Sułkowskiego na Śląsk – „urwał się śmierci spod kosy”. Według jednych badaczy kłusownicy, według innych wałęsający się po lasach dezerterzy armii pruskiej – skatowali go nie tyle jako leśniczego Ballestremów, ale jako potencjalnego, czy faktycznego szpicla, powiesili za nogi na drzewie i tylko dzięki ludziom idącym rano do kościoła udało się go odratować.
Sprawa nigdy nie została do końca wyjaśniona, dlatego nie można wykluczyć także innej możliwości: próby wydobycia od niego (przez hajduków księcia pszczyńskiego? ludzi księcia Sułkowskiego?) informacji na temat Ziobry lub technologii wytopu cynku, które mógł od niego mieć. Jest natomiast ewidentnym błędem chronologicznym wiązanie tego okaleczenia z jego powołaniem na funkcję podkomendanta miejscowej Landwehry w 1813 r. i jakoby pobiciem go przez jej niezdyscyplinowanych wojaków. Takie wydarzenie musiałoby zostać odnotowane w dokumentach urzędowych, a winni – w warunkach patriotycznego przebudzenia wśród Prusaków – bezwzględnie ukarani według prawa wojennego.
Godula dopiero na przełomie 1808/1809 r. złożył Ballestremowi już jako rządca sprawozdanie z wyników gospodarczych majątku w Rudzie, w tym z pracy dzierżawionego przez hrabiego wielkiego pieca w Halembie. Widać z tego, że od połowy 1807 r. co najmniej do połowy1808 r. brak o nim pewnych informacji. Jest to zatem czas, w którym możliwa była jego rekonwalescencja po pobiciu, oraz moment, w którym hrabia Ballestrem musiał podjąć decyzję o zmianie charakteru jego zatrudnienia. Ze sprawozdania wynika, że w1808 r. już jako rządca na Rudzie Godula w zastępstwie hrabiego brał udział w dwóch zgromadzeniach stanów bytomskich.
Tymczasem po wywołanej od 1808 r. przez urzędników księcia pszczyńskiego gwałtownej zwyżce cen spieku cynkowego oraz uruchomieniu w 1809 r. państwowej huty cynku „Lydognia” na terenie Huty Królewskiej pod Chorzowem – zapasy tzw. wielkopiecowego, pierwotnego surowca do produkcji cynku metodą Ruhberga „zbliżyły się do całkowitego wyczerpania”. Było to poważne zagrożenie sensowności uruchomienia w tym roku owej huty państwowej. Jednak według danych urzędowych cynkownia ta nie tylko pokryła wydatki poniesione na jej budowę i koszty produkcji, ale jeszcze przyniosła zysk.
Wyjaśnieniem takiego sukcesu mogą być – nie potwierdzone źródłowo, ale wielokrotnie powtarzane w historiach o początkach fortuny Goduli – transakcje, jakie w tymże roku, już jako mianowany przez Ballestrema amtmann, czyli zarządca nie tylko Rudy, ale i wszystkich hrabiowskich spraw górniczo-hutniczych, zawarł Godula. Najpierw miał się jakoby zwrócić do hrabiego z prośbą o możliwość zakupu od niego wielkiej hałdy w rudzkiej Starej Kuźni. Tam co najmniej od 1394 r. istniała kuźnica, czyli „huta” żelaza, w której najpierw z miejscowej rudy darniowej, a później z dowożonej spod Bytomia wytapiano żelazo. W ciągu 400 lat w wyniku jej działalności powstała w pobliżu spora hałda żużlu. Wprawdzie hrabia nie wierzył w jakąkolwiek wartość owej hałdy i chciał mu ją oddać za darmo, jednak Godula uparł się na określenie ceny i ostatecznie miał ją kupić za niewielką kwotę 50 talarów (według innej wersji – 80 tlr). Szacując, że od poprzedniego roku mógł zarobić u hrabiego od 1200 do 2000 tlr, z czego co najmniej połowę musiał wydać na swoje utrzymanie – był to mimo wszystko wydatek rzędu miesięcznych oszczędności. Opłacił mu się jednak, bo w ten sposób został jednym z głównych dostawców spieków wielkopiecowych do uruchomionej dzięki Ziobrze huty cynku „Lydognia”. Popyt na cynk, militarnie stymulowany przez potrzeby armii Napoleona i – wówczas jej sojuszniczki – armii pruskiej sprawił, że Godula miał jakoby na tej transakcji zarobić swoje pierwsze… 50 tys. tlr (według innej wersji – 80 tys.) W ten sposób uzyskał nie tylko tysiąckrotne „przebicie”, ale przede wszystkim kapitał założycielski pod budowę dalszej fortuny. Transakcja zresztą była obustronnie korzystna, bo w ten sposób huta państwowa złamała monopol cynkowy księcia pszczyńskiego.
Warto sobie zadać pytanie dlaczego Godula po powrocie do zdrowia w 1808 i 1809 r. nagle zainteresował się znacznymi hałdami osadów wielkopiecowych na zarządzanym przez siebie terenie? Czy nie dlatego, że miał ściśle wówczas tajne informacje o technologii wytopu cynku ze spieku wielkopiecowego? A jeśli tak, to od kogo je miał, jeśli nie od Ziobry ukrywającego się w rudzkich lasach i próbującego zrobić interes z Donnersmarckiem? Czy przypadkiem nie brał udziału w 1807 r. w ujęciu Ziobry przez Karstena i sprowadzeniu go do Huty Królewskiej pod Chorzowem? I czy tortury jakim został później poddany nie uświadomiły mu, jaką wagę mają informacje, które zdobył od Ziobry?
Wówczas też zaprocentowały znane od czasów szkolnych zdolności Goduli w zakresie chemii: zaczął prowadzić badania chemiczne osadów z tych hałd i szybko odkrył, że zawierają cynk. Zapewne wówczas zaczęła się rodzić jego legenda: ludzie świeżo jeszcze pamiętali, że dopiero co, wisiał głową w dół, a już rok później ten trwale okaleczony, kulejący, z blizną na twarzy „szczęściarz” zaczął przeprowadzać eksperymenty – alchemiczne jak wówczas mawiano. Nic przeto dziwnego, że kiedy nocami w jego oknach coś błyskało, rozchodził się odór siarki, a z komina – dziwny dym, niejeden mieszkaniec okolicy zaczął to wiązać z diabelskimi sprawkami. Dlatego zaczęto o nim mówić „diabeł z Rudy”.
Wrażenie tego jego sukcesu musiało być spore, skoro już rok później, w 1810 r. hrabia Ballestrem powierzył mu starania o uzyskanie państwowej koncesji na budowę własnej huty cynku w Rudzie, a ponadto – nadał mu prawo darmowego pobierania tzw. „grzyba wielkopiecowego” ze swoich hałd w Rudzie i Pławniowicach, co zapewniło Goduli rolę dostawcy surowca do produkcji cynku.
W pamiętnym roku 1812, gdy Wielka Armia ruszała na Moskwę, gdy cynkmistrza Ziobrę zaprzysiężono na urzędnika pruskiego Urzędu Hutniczego, a hrabia Henckel v. Donnersmarck zaczynał budowę huty cynku w kochłowickiej Nowej Wsi – Godula został zarządcą huty cynku „Karlhütte” u Ballestrema. Już po katastrofie rosyjskiej Napoleona, w 1814 r. hrabia mianował go generalnym zarządcą swoich dóbr, a rok później – Karol Franciszek hrabia Ballestrem von Plavniowitz, major królewskiej Armii Pruskiej wystawił dla niego akt darowizny, którym zapisał mu 28 spośród 128 kuksów (udziałów) owej huty.
Od tego czasu Godula wolne kapitały lokował często w listach zastawnych oraz w hipotekach, co pomagało mu bardzo przy wykupie upadających majątków ziemskich i zakładów przemysłowych. Przykładowo – „począwszy od 1815 r. Godula udzielił wielu pożyczek na hipotekę majątku Słupna [księcia Sułkowskiego, zrujnowanego po klęsce Napoleona –RA], których wartość wraz z odsetkami wzrosła do 36 500 talarów” i najwyraźniej zmierzał do wykupienia tego majątku. Dopiero po jego śmierci – z nieznanych powodów – od nabycia majątku Sułkowskich odstąpili spadkobiercy Goduli. Niektórzy chcieliby w tym widzieć wyraz polskiego patriotyzmu Goduli, który jakoby starał się zapobiec przejściu tych dóbr w ręce niemieckie. Nie da się jednak wykluczyć zupełnie innych motywów tych jego starań: mogło to być wytrwałe egzekwowanie zadośćuczynienia za to, co się stało w 1807 r. Jednocześnie być może liczył, że wraz z majątkiem uzyska upragniony tytuł arystokratyczny – jak to osiągnął jego naśladowca i konkurent Franz Winckler.
Stosując metody gospodarowania nieprzystające do narzuconego przez Prusaków systemu kolonialnej eksploatacji Śląska – Godula nie cieszył się względami władz pruskich. Z powodu jego dużej konkurencyjności najpierw wobec hut rządowych, a potem w ogóle hut niemieckich, władze pruskie, gdzie tylko się dało, robiły mu trudności, wykorzystując m.in. fakt, że na rozbudowę hut każdorazowo potrzebna była zgoda państwa. W 1817 r. – odmówiły mu koncesji na kopalnię galmanu i utrudniały rozbudowę huty cynku „Karol”. Przez 5 lat zwlekano z wydaniem nadania na własną kopalnię węgla, 20 lat „królowi węgla” odmawiano zgody na budowę własnej cynkowni. Pretekstem była m.in. jego niepopularność wśród chłopów. Na podstawie doniesień, że Godula wyzyskuje chłopów, że zmusza ich, aby w ramach robót pańszczyźnianych zwozili mu furmankami surowce i produkty do huty, że pracują w szczególnie złych warunkach itd., pruski minister odmówił mu zgody na budowę nowych pieców w należącej do Ballestrema hucie „Karola”. Dopiero, kiedy Godula dostarczył dowody pojednania z chłopami, otrzymał rządową aprobatę na rozbudowę huty.
Przyjął jeszcze w 1821 r. kolejne 28 kuksów rozbudowanej „Karlhütte”, ale znów siedział nocami nad księgami rachunkowymi, przy eksperymentach chemicznych i liczył, kalkulował, projektował… W rezultacie – w 1822 r. założył hutę cynku „Neue Zeit” w Bielszowicach, a w 1823 r. powstała jego pierwsza własna kopalnia galmanu „Maria”, dzięki temu, że jeden z zaufanych pracowników Goduli, niejaki Mańka, odkrył w Miechowicach pokłady galmanu. Warto odnotować, że w 1822 r. 16,9% produkcji cynku na Górnym Śląsku kontrolował pastor Naglo, 16% – John Baildon, 14,9% – hrabia Ballestrem (z udziałem Goduli), 14,1% – inspektor Harnisch a 13,6% spadkobiercy Giszego. Wówczas Godula zaczął dopiero myśleć o usamodzielnieniu się. Jaka jednak była jego faktycznie pozycja w śląskim przemyśle cynkowym świadczą wydarzenia lat następnych.
Gdy w 1825 r. wybuchł kryzys nadprodukcji w przemyśle cynkowym i gdy w interesie państwowej huty „Lydognia” oraz prywatnych kapitalistów niemieckich władze pruskie chciały stworzyć syndykat cynkowy, aby ograniczyć produkcję ustalając jej limity – Godula natychmiast sprzeciwił się tej koncepcji, nie przystąpił do syndykatu i skutecznie zaczął konkurować najpierw z hutami rządowymi, a później w ogóle – niemieckimi. W memoriale, który skierował wówczas „w imieniu reprezentantów górnośląskich hut cynkowych do Oberberghauptmannschaft im Ministerio des Innern w Berlinie” w sprawie cofnięcia taksy galmanowej ze względu na kryzys przemysłu cynkowego – napisał, m.in. że „zakłady przemysłowe są źródłem egzystencji dla tysięcy robotników i ich rodzin”, co było „przyczynkiem, chociaż jeszcze skromnym, do uznania społecznego charakteru produkcji”. W otoczeniu pruskich kolonizatorów Śląska jego oryginalną myślą było przekonanie, że przemysł jest majątkiem narodowym, a co za tym idzie – państwo ma obowiązek udzielania pomocy, a nie tylko nadzoru i ściągania podatków, tej dziedzinie gospodarki.
Wielu nosicieli „wyższej kultury i cywilizacji” na Śląsku zbankrutowało podczas tego kryzysu, on natomiast zaczął powiększać majątek: w 1826 r. nabył dobra Szombierki, a w późniejszych latach także Bujaków i Bobrek, aby móc wydobywać kruszec na własnych gruntach. Prócz tego wydzierżawił majątki Ruda i Biskupice. W ten sposób zagospodarował nieckę węglową w okolicach Rudy, Bytomia i Zabrza. W rezultacie – po latach kryzysowych za cenę 1920 talarów w 1832 r. kupił hutę w Chebziu, w 1836 r. za 3715 talarów hutę cynkową „Dobra Nadzieja”, a w 1847 r. – udziały w hucie „Morgenroth” w Orzegowie. W jego posiadaniu znalazło się wiele kopalń węgla, m.in.: Wolność Górnicza, Paweł, Orzegów, Stein, Kleofas; w wielu innych miał znaczące udziały. Otwierał nowe kopalnie galmanu, a wydobyty tam kruszec przetapiał w swych hutach dzięki węglowi z własnych kopalń. Zwraca uwagę, że w 1833 r. spadkobiercy Giszego kontrolowali 23,2% górnośląskiej produkcji cynku, 22,9% – Donnersmarckowie, 12,2% – kupiec Arnold Lüschwitz z Wrocławia, 11,7% – Franz Winckler, 10,8% – i niejaki Griebel. Jednak w oficjalnych danych pruskich – nadal nie widać „króla węgla”…
W swoich przedsiębiorstwach Godula wdrażał nowinki techniczne, czasem sam je odkrywał. Było to możliwe dzięki własnym studiom i opracowaniom ekspertów. Miał wyjątkowe zdolności w zarządzaniu i operowaniu kapitałem: był przemysłowcem, który urzeczywistnił ideę współdziałania różnych gałęzi przemysłu. Powiązał z sobą rolnictwo (na którym także się znał), leśnictwo, eksploatację glinki, transport, górnictwo i hutnictwo. Dzięki temu stał się również jedynym dostawcą gliny do pieców cynkowych. Swoje sukcesy w pomnażaniu fortuny zawdzięczał również temu że do minimum ograniczał administrację, pracując osobiście niejednokrotnie w dzień i w nocy. Był mistrzem w zarządzaniu i operowaniu kapitałem.  Jako osoba nastawiona na zysk nie wahał się również udzielać pożyczek na procent, stosując sześć punktów procentowych w skali roku od pożyczonego kapitału. Wszelkiego rodzaju operacje finansowe, które stosował z dość dużym powodzeniem, nie były jednak celem, ale narzędziem, dzięki któremu powiększał swoje imperium przemysłowe. Uważał się za producenta a nie kupca.
W zmechanizowanych kopalniach (posiadał 9 maszyn parowych) zatrudniał przeciętnie około 600 górników. Popierał przy tym angielską formę płac, tzw. trucksystem, który polegał na tym, że pracownicy nie dostawali wynagrodzenia w formie pieniędzy, ale w sklepach należących do Goduli zaopatrywali się w artykuły przemysłowe bądź żywność. Rozwiązanie takie być może budzi dzisiaj zdziwienie, bądź niesmak, jednak system ów był wówczas dość rozpowszechniony. Natomiast Godula tłumaczył go tym, iż robotnicy zamiast inwestować w rodzinę, trwonili zarobione pieniądze w knajpach. Stało to w całkowitej sprzeczności z narzuconym ówcześnie przez właścicieli niemieckich systemem rozpijania śląskich pracowników. Jego podstawą był bowiem właśnie sposób wypłaty: większą sumę pieniędzy pracodawcy przekazywali sztygarom lub majstrom, a ci w celu ich wymiany na płace konkretnych robotników szli z nimi do najbliższego szynku (karczmy, knajpy). Tam, aby rozmienić pieniądze, zaczynano „wypłatę” od zamówienia wódki. Niejednokrotnie też robotnicy po zapłaceniu za alkohol, spłaceniu towarów zaciągniętych na tzw. borg (kredyt, „kreskę”) wracali do domu bez pieniędzy. Ów towar na borg był także elementem systemu: pracodawcy często nie wypłacali robotnikom zarobków za przewidziany w umowie okres (tydzień, miesiąc) i ci musieli w tym czasie brać w sklepie potrzebne do przeżycia artykuły spożywcze „na kredyt”. Ponieważ jednak w każdym sklepie (często będącym własnością pracodawcy owych robotników) sprzedawano też alkohol (często produkowany w jego gorzelniach) – sprzedawcy i kupcy namawiali, a czasem wręcz naciskali na biorących żywność na przysłowiową kreskę, aby ci kupowali też „gorzałka” (wódkę).
On sam nie tolerował pijaństwa; a że pełnił w dobrach Ballestremów urząd oberamtmanna, miał prawo kontrolować wyszynk. Wykorzystywał to prawo niezwykle sumiennie. Do legendy przeszły sytuacje, gdy co jakiś czas wyruszał do podległych mu wsi i bił swoją laską pijaków przesiadujących w karczmach, które podobno pustoszały, gdy rozchodziła się wieść, że zbliża się „ten diabeł z Rudy”. Dlatego, znając smutny los rodzin pijaków, kazał wypłacać im wynagrodzenie za pracę w bonach, za które można było kupić w jego sklepach wszystko oprócz wódki. Faktycznie zatem Goduli można przypisać rolę prekursora słynnej w dziejach Śląska krucjaty wstrzemięźliwości, którą od 1844 r. ogłosił formalnie z poparciem większości kleru katolickiego proboszcz ze śląskich Piekar, ksiądz Jan Alojzy Ficek, zwany apostołem trzeźwości. W efekcie – w prawie każdej wiosce organizowały się „kółka trzeźwości”… Śmiało można twierdzić, że ta powszechna akcja „nie tylko odrodziła ludność moralnie, ale zmobilizowała masy i dowiodła zdolności organizacyjnej ludu śląskiego, będąc jakby próbą zjednoczenia Ślązaków pod jednym sztandarem”.
Samemu Goduli nie przysporzyło to korzyści. Prawdopodobnie dlatego, że był tak bardzo wymagający wobec swych pracowników i poddanych, że nie znosił rozpusty i lenistwa, a nieposłusznych chłopów surowo karał – nie był wśród ludu popularny. Z drugiej strony – należał do pierwszych indywidualnych przedsiębiorców, którzy zbudowali domy mieszkalne dla robotników swoich zakładów. Utrzymywał szkołę dla ich dzieci i wprowadził bezpłatną opiekę lekarską dla swoich pracowników. W 1847 r. podczas epidemii tyfusu głodowego na Śląsku pomagał swoim pracownikom, pożyczając im zboże i pieniądze.  Był jedynym przemysłowcem na Górnym Śląsku, który w okresie Wiosny Ludów, czyli ekonomicznego krachu, pomimo dużych strat finansowych, nie zamykał swoich zakładów przemysłowych, a zatem nie zwalniał robotników. Również podczas kryzysu poprzedzającego Wiosnę Ludów, gdy władze pruskie zwróciły się do niemieckich magnatów przemysłowych na Śląsku ujawniła się wielka różnica w rozumieniu społecznej roli przedsiębiorcy między nimi a Godulą. W tamtych okolicznościach, przykładowo, hrabia Donnersmarck odmówił władzom pruskim „dokładania do interesów”. W odpowiedzi usłyszał od przedstawiciela rządu, że „jeśli nie chce przyczynić się do rozładowania biedy wśród klasy robotniczej kosztem części swego dochodu, a pieczę nad robotnikami zostawić pragnie państwu, wtedy narazić może się na odpowiedzialność wobec państwa i publiczności i dopuścić się niebezpiecznego igrania z opinią publiczną”. Urażony Donnersmarck odpowiedział, „iż w ciągu 76 lat swojego życia nie odważył się dotąd nikt przemówić do niego w takiej formie. Nie myśli również przyznać takiego prawa Wyższemu Urzędowi Górniczemu”. Tak w praktyce wyglądała różnica między kolonialnym wyzyskiem Śląska przez niemieckich bogaczy, a kulturą gospodarczą i społeczną polskiego Ślązaka. Wzmacnia to wrażenie fakt, że gdy Godula zmarł w 1848 roku, w testamencie zapisał legat do podziału między wszystkich swoich pracowników w wysokości 50 tys. talarów.
Inną natomiast sprawą pozostają takie fakty świadczące o polsko-śląskiej postawie Goduli jak to, że będąc przez 48 lat „władzą miejscową” rejonu Rudy nie dokonał germanizacji miejscowych nazw. Wręcz przeciwnie – „używał w korespondencji nazwy Hebzie (Chebzie), chociaż urzędową nazwą miejscowości była niemiecka – Morgenrothhűtte. Podobnie ma się sprawa z nazwami kopalń i szybów, które nosiły nazwy: „Orzegów”, „Bujaków”, „Staś”, „Czech”, „Josna”, itd., a nie tak pretensjonalnie niemieckie, jak np. nazwa cynkowni „Deutsche Hűtte” w Bielszowicach, nadana przez Niemca Starcka”. „Godula pilnował (…) angażowania w szkole nauczycieli ze znajomością języka polskiego, np. w Szombierkach i bytomskim Czarnym Lesie. (…) W opinii o zaangażowanym przez Godulę nauczycielu Siekaczku w Szombierkach władze stwierdzały, iż dzieci uczone przez niego nie mają pojęcia o języku niemieckim”. Zdaje się jednak, że za jego sprawą, dzięki takim nauczycielom mieszkańcy Rudy mieli inną wiedzę: „w 1833 r. w protokole niemieckim spisanym przed sądem patrymonialnym określili oni czas pewnej transakcji gruntowej >>na trzy do czterech lat po ostatnim rozbiorze Polski<„…

Kiedy zaopiekował się córką swojej służącej, Joanną Gr(z)yzik, jej wychowawczynią została Emilia Lukas, której współcześni zarzucali, że słabo zna niemiecki. Nie było w tym nic dziwnego, bo jej matka była – jak pisał Jan Stefan Dworak w „Karol Godula, pionier przemysłu cynkowego na Górnym Śląsku” (Państwowy Instytut Naukowy w Opolu, 1995, s. 110) – „pełną temperamentu Polką”. O czym może świadczyć fakt, że dla Joasi sprowadzał z Krakowa podręczniki do nauki języka polskiego?…

Oczywiście, przesadą by było twierdzenie, że Godula był śląskim „pionierem odrodzenia narodowego. Ale nie wyparł się polskości, nie przeinaczał środowiska, lecz współdziałał z nim. Generalnie należałoby powiedzieć, że Godula podniósł lud śląski przez jego przemysłowy awans, czyli poprawił szanse jego bytu materialnego, a więc i świadomość”. Musiał się liczyć „z realną siłą, którą reprezentowało państwo pruskie”, zresztą – swoją aktywność koncentrował na gospodarce, nie polityce, czy ideologii. Niewątpliwie jednak był prekursorem pracy organicznej wśród polskich Ślązaków.
Pod koniec życia był całkowitym właścicielem dwóch hut cynku, w dwu innych miał większość udziałów, będąc ich właścicielem dominującym. Oprócz tego posiadał 40 kopalń węgla oraz 19 kopalń galmanu. 49% jego majątku stanowił kapitał przemysłowy, pozostała cześć to papiery wartościowe, w tym listy zastawne o łącznej wartości 750.000 talarów. Ponadto był dużym właścicielem ziemskim; posiadając majątki w Szombierkach, Orzegowie, Bobrku i Bujakowie, skupił w swych rękach około 7.000 morgów gruntu, warte 135 085 tlr. Całość jego majątku oceniano na 1 996 965 tlr, czyli około 15 milionów marek. Dla porównania: całkowity budżet państwowy Prus dziesięć lat później, w 1858 r. wynosił 126 mln tlr, czyli stosunek majątku Goduli do dochodu całej monarchii wynosił wówczas 1,59:100, a dziesięć lat wcześniej przypuszczalnie przekraczał 2%.
Opracowane na podstawie: J. S. Dworak „Karol Godula”, Opole-Ruda Śl. 1995, oraz M.Tobiasz „Pionierzy odrodzenia narodowego i politycznego na Śląsku (1763-1914)”, Katowice 1945, reprint – Pszczyna 2011

Dodaj komentarz