Przemilczani twórcy potęgi przemysłowej Śląska. Część 1: Anton Ziobro

Przemilczani twórcy potęgi przemysłowej Śląska
W jaki sposób dyskryminacyjna wobec polskich Ślązaków polityka kolonialnych władz pruskich uderzała w konkretnych ludzi, można prześledzić na licznych przykładach. Również w życiorysach ludzi tak odległych od polityki, tak skupionych na technice i gospodarce jak Anton Ziobro, czy Karol Godula.
Antoni (Anton) Ziobro (Ziebro) z Krasowych (po ok. 1780 ?– po 1825 ?) jest postacią z pogranicza legendy. Ten poddany księcia pszczyńskiego w pruskich przekazach jawi się jako awanturnik. Jednak dzięki Emanuelowi Wilczokowi, który zwrócił uwagę, że o Ziobrze wspomina nie tylko Wutke i Liebig, ale współczesne mu dokumenty Huty Królewskiej oraz dystryktu śląskiego – przeszedł z legendy do historii.
Kiedy Johann Christian Ruberg (1746–1807) jako inspektor i pełnomocnik książęco–pszczyńskiej huty szkła w Wesołej odkrywał w 1799 r. dla książąt Anhalt–Coethen śląską technologię wytopu cynku – wszystko było okryte najściślejszą tajemnicą. „Nie mówiąc o obcych, którym nie wolno było ujawnić sposobu produkcji, nikt poza obsługą nie miał dostępu do urządzeń produkcyjnych, a w stosunku do pracujących tam hutników stosowano ostry rygor. Robotnicy mieszkali w hucie i nie wolno im było oddalać się z miejsca pracy. Posunięto się nawet do tego, że zatrzymywano im stale część tygodniowego zarobku do późniejszej wypłaty. Taki stan rzeczy wywoływał niezadowolenie wśród zatrudnionych w hucie wytapiaczy. Jeden z nich nazwiskiem Ziobro rezygnując z zatrzymanego zarobku porzucił pracę. (…) Opuszczenie huty przez Ziobrę przypisywano (…) złemu traktowaniu robotników przez mistrza cynkowni Hilgertha, gdyż po Ziobrze porzucili pracę dalsi przyuczeni robotnicy”. Z relacji A. O. Klaussmanna, którego ojciec pracował w pierwszej połowie XIX w. w szopienickiej hucie Wilhelmina można się dowiedzieć bardziej szczegółowo, co owo „złe traktowanie” oznaczało: do 1807 r. robotnicy zatrudniani w hutach byli poddanymi panów feudalnych. Stosunki feudalne przetrwały w hutach cynku do drugiej poł. XIX w., bo ordynacja z 1810 r. w sprawie czeladzi pozwalała na karcenie parobków i dziewcząt słownie i cieleśnie. Z możliwości tej skwapliwie korzystano w majątkach feudalnych przekształcanych w kapitalistyczne fortuny zwłaszcza w polskich powiatach Śląska, gdzie bicie kańczugiem lub kijem, w tym kobiet i dzieci, stało na porządku dziennym. Z relacji Klaussmanna wynika, że „charakterystyczną cechą ówczesnego hutniczego środowiska było karanie cielesne. Górnicy karani byli w ten sposób (…) rzadko, robotnicy w hucie (…) – nieustannie. Cynkmistrz tylko wtedy uchodził za solidnego i godnego zaufania, gdy w określonych odstępach czasowych solidnie obił swoich szmelcerów (…) kijem. Tylko tak mógł zagwarantować wyciągnięcie z pieca dobrego produktu. Ale też cynkmistrz nie miał poza sporządzaniem listy wypłat żadnych dodatkowych obowiązków”. Cynkmistrze bili więc hutników. Bywało, że śmiertelnie…
O tym, że na Śląsku na przełomie XVIII/XIX w. warunki pracy wymagały interwencji władz świadczy m. in. inny opis wychowanego w pobliżu szopienickich zakładów cynkowych Klaussmanna. „Charakterystycznym dla placów hutniczych był widok wielkiej liczby peckarzy, małych chłopców, którzy rozbijali na małe kawałki spieczone, wyżarzone, twarde mufle by je przygotować do mielenia w młynach. Taki peckarz miał tylko dwie swoje ręce, choćby nie wiadomo jak były jeszcze słabe i młot. W taki sposób (…) mógł zarobić te 5 lub 6 srebrnych groszy na dzień. (…)”. Klaussmann cytuje też opis landrata bytomskiego Solgera: „Huty, w których odbywa się produkcja tego metalu przedstawiają (…) rzucający się w oczy, w najwyższym stopniu charakterystyczny i to wyłącznie dla Górnego Śląska widok. Podczas niżu w pierwszej chwili odnosi się wrażenie, że jest to szara chmura otulająca wszystko wokół mroczną mgłą, a z niej od czasu do czasu strzelają błyski ognia z pieców albo zielone i żółte płomienie palących się gazów cynku. (…) W pewnej chwili widzi się długi, niski, kryty gontem budynek, którego wnętrze wypełniają stojące rzędem piece otoczone gromadą pracujących, umorusanych hutników. Stromy dach otwarty jest pod kalenicą, by umożliwić odpływ buchających z pieców kłębów dymu. Wszystkie drzwi są na przestrzał rozwarte, okna pozbawione szyb, tak że wszelkie (…) wiatry hulają swobodnie po całym wnętrzu, przynosząc kłębiącym się wokół pieców w potwornym upale i swądzie ludziom niebezpiecznie świeże podmuchy. Całości obrazu dopełniają wysokie hałdy szlaki [żużlu], wielkie kopce rudy i węgla, budynki zarządu dyrekcji i familoki pracowników huty. Wegetacja w najbliższej okolicy zamiera. Pnie ogołoconych z igliwia sosen i świerków w pobliskim lesie żałobnie otaczają teren, na którym ludzka zachłanność przegnała (…) zieleń (…) natury. (…) Zimą, zwłaszcza podczas surowych mrozów, huty cynku stawały się ulubionym miejscem schronienia żebraków i włóczęgów. Ci ostatni, nazywani chacharami (singularis chachor) z upodobaniem wybierali sobie na nocne kwatery ruszta pod hutami cynkowni. (…) Innymi poszukiwanymi przez nich miejscami na nocleg (…) były hałdy świeżo wysypanego z huty żużlu. (…) każdej zimy odnajdywano z pół tuzina uduszonych, a czasem na wpół upieczonych chacharów. Ludzie ci kładli się u stóp hałdy w miejscu, w którym było najcieplej. Wydobywające się z wciąż jeszcze żarzącego się żużlu gazy odurzały ich i w końcu dusiły, i czasem, gdy ułożyli się nazbyt blisko, ogień powoli ogarniał ciało, spalał nogi aż po tułów albo i całe plecy. Taki świeżo upieczony chachor roztaczał wokół całkiem miły zapach pieczystego. (…) hutnicy (…) wcześnie umierali, łatwo też zostawali inwalidami z powodu chorób kręgosłupa i paraliżu. (…) lekarz domowy dr v. S., który był też lekarzem zakładowym w hucie cynku, często powtarzał:<>”.
Kontekst ten w zupełnie innym świetle stawia sprawę ucieczki A. Ziobro, któremu źródła pruskie skłonne są przypisywać chęć osiągnięcia korzyści za sprzedanie informacji o metodzie wytopu cynku stosowanej przez Ruberga. Wiadomo jednak, że w owych czasach na Śląsku „najczęściej spotykaną formą walki klasowej była emigracja za granicę; oczywiście taką bronią mogli się posługiwać tylko robotnicy osobiście wolni”. A. Ziobro nie był osobiście wolny: jako poddany księcia pszczyńskiego miał obowiązki pańszczyźniane. Przebieg wydarzeń, które zadecydowały o całym jego dalszym życiu daje się odtworzyć następująco: kiedy w 1804 r. jadący na targi lipskie kupcy ze wschodniej Galicji kupili większą partię cynku w Wesołej sprawa nowej technologii, znana już od 1800 r. spółce Spadkobierców Gieschego, stała się publiczną tajemnicą. W 1805 r. przyjechał na Śląsk – od dwóch lat przebywający stale w Berlinie – minister Reden, który naciskał na uruchomienie podobnej produkcji w Hucie Królewskiej pod Chorzowem. Dlatego „do Wesołej skierowano kilku urzędników, którzy mieli dokonać inspekcji huty. Nie było to na rękę księciu pszczyńskiemu, któremu huta przynosiła dochody stanowiące 10% wpływów. Na dokuczliwe wizyty urzędników państwowych (…) skarżył się w listach do (…) brata”. Wreszcie na polecenie Wyższego Urzędu Górniczego pojawił się tam dwudziestotrzyletni, zdolny radca hutniczy Carl Johann Bernard Karsten (1782–1855), który rok wcześniej skonstruował pierwszą na Śląsku instalację oddzielania smoły pogazowej w hucie Gliwickiej. Pod pozorem inspekcji miał zebrać informacje niezbędne do produkcji cynku w Hucie Królewskiej. Udało mu się nawet sporządzić pierwszy opis działającego w hucie Wesoła pieca cynkowego, który w aktach WUG uzupełnił dokładnym rysunkiem, ale metoda wytopu – pozostała tajemnicą. Ruberg i jego robotnicy uruchomili w tym samym roku nowy piec czteromuflowy, ale cynkmistrz został pierwszą ofiarą inspekcji w hucie: książę przeniósł go do kamery książęcej, aby nie miał kontaktu z kontrolerami. To doprowadziło do jego konfliktu z radcą kamery pszczyńskiej, Bahnem, który na jego miejsce mianował cynkmistrzem Jakuba Hilgertha, dawnego mistrza huty szkła, który potem był pomocnikiem Ruberga i przyuczył się do nowego fachu. Hilgerth wkrótce znalazł się w konflikcie z robotnikami. Jednym z nich był wytapiacz A. Ziobro, który nie zdzierżył atmosfery w Wesołej po odwołaniu Ruberga. Rezygnując z części należnej wypłaty porzucił pracę. Wiedząc, że jako wytapiacz zna tajemnicę produkcji cynku, urzędnicy kamery książęcej urządzili za nim pościg. Przez resztę 1805 r., w 1806 i 1807 r. ciągle musiał zmieniać miejsca pobytu, tropiony przez hajduków pszczyńskich. Trudnił się przemytem przez granicę prusko-austriacką, ale nie wiodło mu się najlepiej, bo po jakimś czasie, szukając ochrony przed pościgiem zaoferował swoją wiedzę hr. Karolowi Hugonowi Henckel von Donnersmarck z bytomsko-siemianowickiej linii tego rodu. Zanim jednak doszło do pierwszego wytopu – możliwe, że na terenie położonej na podkochłowickim wzgórzu kopalni Hugo (Hugongrube) – hajducy pszczyńscy wpadli na jego trop. Hrabia Karol nie potrafił mu zapewnić ochrony i Ziobro znów uciekł. Tym razem uchodził jak najdalej od pamiętliwego Anhalta i trafił do huty w Danielcu [dziś Radzionków, pod kopalnią Szarlej – obecnie „Orzeł Biały” w Brzozowicach Śląskich], należącej do spółki Spadkobierców Gieschego. Tam od 1800 r. próby wytopu cynku prowadził jej administrator, przysięgły górniczy Heppner, który już w 1802 r. jeździł do Wesołej, aby podpatrzeć metodę Ruberga. W Danielcu Ziobro sporządził już trzy mufle i przygotował ogniotrwałe cegły do budowy pieca, ale gdy doszło do uzgadniania zapłaty – Heppner nie przyjął jego warunków i wytapiacz znów odszedł.
Tymczasem w 1806 r. po przegranych pod Jeną i Auerstedt bitwach z Napoleonem zachwiała się potęga państwa pruskiego, a na Śląsku – załamała pozycja ministra Redena: za ocalenie od zniszczenia, ale i umożliwienie wykorzystania przemysłu śląskiego przez Francuzów, został przez Fryderyka Wilhelma III zwolniony ze służby bez prawa do emerytury. W tych dniach „urzędnikom pruskim spędzała sen z powiek obawa przed połączeniem się chłopów śląskich z insurekcją na ziemiach zabranych. Obawy te nie były bezzasadne. Wśród służących w wojsku pruskim Polaków górnośląskich znów szerzyła się dezercja. Znikła uległość mieszczan dla władz. W Opolu, Głogówku itd. doszło do zatargów między mieszczaństwem a urzędnikami. Nawet mieszkańcy małych miasteczek stali się krnąbrni. Polskie oddziały powstańcze, które wkraczały na Górny Śląsk, miejscowa ludność witała przyjaźnie, demonstrując zarazem swe niezadowolenie z rządów pruskich i pragnienie zastąpienia ich władzą polską”. Sytuację podgrzały dwa wydarzenia: najpierw – na przełomie 1806 i 1807 r. na Śląsk wkroczyły oddziały powstańcze z Wielkopolski i – jak pisze Klaussmann – proklamowały republikę. Natomiast w kwietniu 1807 r. książę Jan ze Słupnej koło Mysłowic Sułkowski, jako dowódca wojsk pomocniczych Księstwa Warszawskiego przekroczył granicę Prus, wdarł się na Górny Śląsk i maszerując ku Odrze „Polskę proklamował”. Z jego wojsk do Huty Królewskiej dotarł oddział niejakiego Trepki i hrabiego Morstyna, który zagarnął kasę huty. Po potyczkach z Prusakami, spaleniu przygranicznych wiosek i kościoła, na rozkaz komendy wojsk francuskich we Wrocławiu Sułkowski wycofał się wprawdzie, ale wrażenie pozostało.
W takich warunkach od 1807 r. rozpoczęła się pod kierunkiem radców hutniczych Karstena i Gotlieba Kalide oraz majstra Freytaga budowa huty cynku przy Hucie Królewskiej. Rząd pruski dysponował wprawdzie zapleczem paliwowym, węglem z kopalni „Król” i surowcem do wytopu z kopalni „Fryderyk” pod Tarnowskimi Górami, nie miał jednak fachowców znających się na wytopie cynku. Dlatego Karsten – po ogłoszeniu 9 października edyktu królewskiego znoszącego od następnego roku poddaństwo osobiste chłopów – mógł doprowadzić do sprowadzenia zaszczutego pościgiem Ziobry, który przyłapany na przemycie, zagrożony więzieniem uznał wstąpienie na służbę państwową za wybawienie. Jak ważny to był sukces świadczy fakt, że kierujący Hutą Królewską Kalide i Freytag polecili urządzić dla niego pracownię przy wielkim piecu, gdzie chroniony przez wartowników, oddzielony od innych pomieszczeń huty pracował przy drzwiach zamkniętych, nie wpuszczając nikogo do środka, a żywność i niezbędne materiały podawano mu przez okno. Wybudował tam najpierw mały piec cynkowy, w którym uzyskał pierwsze, niewielkie ilości cynku z osadów wielkopiecowych. Jednak odmienny niż w Wesołej rodzaj surowca, nie osady wielkopiecowe, ale sprowadzane spod Tarnowskich Gór rudy galmanu, wymusiły zmianę technologii i nową konstrukcję pieca. Tymczasem 5 września 1807 r. w biedzie i niedostatku, w wynajmowanym mieszkaniu w Ławkach między Hołdunowem a Wesołą zmarł „śląski Faust”, J. Ch. Ruberg. Pochowano go na cmentarzu ewangelickim w Hołdunowie.
Od 1808 r. – po zaangażowaniu go jako cynkmistrza i zawarciu umowy, gwarantującej tygodniowe wynagrodzenie w wysokości 5 Rtlr oraz prowizję 2,5 groszy za każdy wytworzony centnar cynku lub tlenku cynku – przeprowadzano pod kierunkiem Ziobry, eksperymenty z piecem 8 – i 10 – muflowym, które doprowadziły do stwierdzenia najwyższej rentowności nowego, 10 – muflowego typu pieca płomieniowego do prażenia rud galmanu. Wynalazek ten okazał się bardzo korzystny, gdy decyzją szefa kamery książęco-pszczyńskiej, radcy Bahna, zaczęto za pośrednictwem Żydów skupować wszelkie zapasy spieku cynkowego z wielkich pieców. Pośrednicy szybko doprowadzili do gwałtownego wzrostu cen spieku i galman zajął jego miejsce. Kiedy w 1808 r. zmarł w Lędzinach majster J. Hilgerth, a huta w Wesołej zaczęła podupadać, Ziobro został ostatnim z pierwszych śląskich cynkmistrzów. Zakład przy Hucie Królewskiej został uruchomiony w 1809 r. pod nazwą huta cynku Lydognia. W 1810 r. po trwających prawie rok próbach wytopu cynku ze wzbogaconego galmanu, pod kierunkiem Ziobry i majstra Freytaga uruchomiono pierwszy piec 8-muflowy, a w następnych latach – 10-muflowy. „Wynaleziony i zastosowany przez Ruberga sposób wytwarzania cynku zapoczątkowany został w okrągłych piecach szklarskich. Z chwilą zastosowania w miejsce tygli typu szklarskiego retort zwanych muflami, odstąpiono od okrągłej formy pieca na co wskazują kolejne jego konstrukcje. Zasadniczy typ śląskiego pieca cynkowego wytworzył się (…) w państwowej hucie >>Lydognia<<. Był to piec 10 – muflowy, posiadający po każdej stronie 5 dużych mufli, które z uwagi na duże rozmiary (122 x 38 x 30,5 cm) posiadały grube ściany, co z kolei wpływało na zużycie w procesie destylacji cynku znacznych ilości paliwa [węgla – S. H.]. W tak skonstruowany piec wyposażono wszystkie nowo powstające huty cynku”. Wśród nich były: założona w 1810 r. obok kopalni galmanu w Szarleju huta Zygmunt spółki „Spadkobierców Gieschego” oraz huta Hugo w Nowej Wsi [na terenie Rudy Śląskiej – Kochłowice], uruchomiana w 1812 r. przez hr. Carla Henckel v. Donnersmarck. Spowodowało to gwałtowny wzrost wydobycia węgla.
W tymże 1812 r. cynkmistrz Anton Ziobro został zaprzysiężony, jako urzędnik państwowy. Trzy lata później huta Lydognia zatrudniała już 52 ludzi i osiągnęła produkcję 357 t cynku. Znając umowę jaką zawarto z A. Ziobrą – łatwo wyliczyć, że był on już wówczas osobą dość majętną. Dzięki temu dobrze płacił swoim robotnikom i zapewnił im pełne utrzymanie. Jego nazwisko figurowało w tablicach produkcyjnych dystryktu śląskiego w latach 1815, 1816 i 1817 na stanowisku sztygara, czyli mistrza huty Lydognia. Jeszcze w 1820 r. znajdował się, jako cynkmistrz w wykazie urzędników Huty Królewskiej. Powodziło mu się o tyle dobrze, że 3 września 1825 r. „nabył zadrzewioną 8-morgową działkę w powstającej dopiero kolonii „Szarlota” (rejon obecnej ul. Wandy w Chorzowie) [tzw. Szarlociniec – S.H.], którą zgodnie z umową zobowiązany był najpierw wykarczować, a potem zbudować na niej dom”. O jego dalszych losach brak wiadomości. Pruska administracja kolonialna śląskich skarbów nie była zainteresowana przekazaniem potomnym informacji o tym, komu faktycznie Śląsk zawdzięczał gwałtowny rozwój przemysłowy już po odsunięciu Redena… Pozostaje zatem do wyjaśnienia czas i miejsce jego śmierci, podobnie jak i to czy mógł spotkać, a nawet wspomagać między 1807 a 1812 r. człowieka, który przy pomocy cynku zamienił tą krainę w europejskie eldorado.

Dodaj komentarz