… czyli samorządowa masakra piłą mechaniczną a Góra Hugona
Zaczęło się banalnie: spacer z psiurem, a tu na środku łączki pod lasem na Górze Hugona w Świętochłowicach – samochód. Z dolnośląską rejestracją i nadrukami firmowymi. W obawie, że ktoś go ukradł i porzucił dzwonię na numer z firmowego opisu. Okazuje się, że to geodeci z Dolnego Śląska na Górnym Śląsku wytyczają w środku lasu, na mojej od dzieciństwa Górze Hugona działki pod budowę osiedla domków jednorodzinnych… Na styku ekosystemów: leśnego, łąkowo-polnego i moczarowego z bajorkiem, w którym od lat masowo rozmnażają się na wiosnę różne gatunki żab, ropuchy, kumak nizinny, czy traszki, w tym grzebieniasta.
Prawdziwy dramat Góry i porastających ją lasów zaczął się wraz z pojawieniem się w otoczeniu obecnych władz Świętochłowic deweloperskiej spółki komandytowej Xenakis, która w wyniku nietransparentnie przeprowadzonego przez Prezydenta Kostempskiego przetargu, za cenę nieco ponad 7 zł/m2 wykupiła od Miasta ponad 4,5 ha lasu na Górze, bezpośrednio przylegającego do użytku ekologicznego. W ciągu dwóch tygodni lutego 2018 r. jej wykonawca, firma Riser z Jaworzna dokonała wyrębu prawie 1500 drzew lasu będącego przedłużeniem użytku ekologicznego w stronę ogródków działowych, na skraju skarpy, pod którą znajduje się około 100 metrowy zbiornik wodny, staw Gliniok. Tam każdej wiosny masowe gody odbywają różne gatunki płazów. Co więcej również poza siatką odgradzająca wyręb, od strony użytku ekologicznego wycięto kilkanaście drzew na terenie chronionym i rozjeżdżono ten rejon Góry ciężkim sprzętem gąsienicowym. Po odgrodzeniu zrębu, w jego zewnętrznym pobliżu mieszkańcy znaleźli w ciągu kilu dni padliny sarny i młodego dzika. O płazach zgładzonych na zrębie podczas zimowania w glebie, w odległości do 200 m od miejsca rozrodu w Glinioku nawet nie wspominając. Ptaki, które tam gniazdowały tuż przed okresem lęgowym pozbawione siedlisk – do dziś błędnie kołują nad Górą Hugona.
Działania władz Miasta i prywatnego dewelopera spowodowały protest mieszkańców Świętochłowic: pisma do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Katowicach, którym jest biurokrata sprawujący różne urzędy od czasów Gierka, oraz do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska podpisało prawie 70 osób, a zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do Ministra Ziobry, Prokuratury Okręgowej w Katowicach, do wiadomości CBA i posłów województwa śląskiego – równe 200. Oczywiście, pan Prezydent w kłamliwym oświadczeniu publicznym ogłosił, że na Hugonie nie ma żadnej wycinki lasu, tylko porządkownie chaszczy, a ludzie niepotrzebnie wszczynają burdy. Zgłoszenia o zagrożeniu szkodą lub szkodzie w środowisku trafiły również do RDOŚ, WIOŚ, Komendanta Miejskiego Policji i władz Miasta. Zgłaszający je został przesłuchany w charakterze świadka w referacie do walki z przestępczością gospodarczą KMP w Świętochłowicach. Jednak w tym czasie ani na chwilę prywatny właściciel nie wstrzymał wycinki lasu. Zaś władze samorządowe Świętochłowic ogłosiły kolejny przetarg – tym razem na 10,5 ha „terenu zadrzewionego” przylegającego do użytku ekologicznego od strony zachodniej. Mieszkańcy dwóch domów przy ul. Góra Hugona otrzymali od Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Lokalowej wypowiedzenia… Największym paradoksem tej masakry piłami mechanicznymi jest fakt, że tylko na terenie dzielnicy Zgoda, w pobliżu wyciętego lub wystawionego na przetarg lasu znajdują się rozległe, niezabudowane tereny poprzemysłowe po Kopalni „Polska”, Hucie „Florian” czy zakładach ZUT „Zgoda”.
Tymczasem do organizatorów protestu za pośrednictwem Internetu zaczęły docierać sygnały o podobnych wycinkach drzew i całych fragmentów lasów z innych miast Górnego Śląska. Jakby na tym zdegradowanym przemysłowo obszarze było za dużo zieleni, samorządowcy Chorzowa przystąpili do wycinki drzew w Parku Śląskim przy granicy z dzielnicą Dąb w Katowicach: pod parking na terenie Parku. W Rudzie Śląskiej – rozpoczęto wycinkę lasku w dzielnicy Halemba. W Rybniku – na terenie Radlina. Wzmożenie prac świadczy o jakimś przypływie niszczycielskiej energii wśród zdegenerowanych włodarzy miast, którzy sprzedając tereny publiczne w ręce prywatne przed wyborami samorządowymi, postanowili chyba przerobić drzewa na kiełbasę wyborczą. Sęk w tym, że masakrę piłami mechanicznymi zaklepują samorządy zdominowane w wielu przypadkach na Śląsku przez PO lub z nim zblatowane, ale w opinii ludzi reagujących na tę rzeź – wina spada „na Państwo”, „na rząd”, na PiS. Najsmutniejsze bowiem w tym procederze jest to, że w sposób bezczelny wykorzystują znowelizowane lex Szyszko, które władzom samorządowym oddało decyzje o wycince drzew.
Symbolem mobilizacji społeczności lokalnych na Śląsku przeciw tej niszczycielskiej agresji na środowisko stała się chwilowo obrona Góry Hugona w Świętochłowicach. Wcześniej Świętochłowiczanie próbowali już bronić takich terenów zielonych jak Uroczysko, Wąwóz czy drzewa wokół stawu Kalina. Jednak Góra Hugona na styku uprzemysłowionych miast Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego: Chorzowa (dzielnicy Batory), Świętochłowic (dzielnicy Zgoda) i Rudy Śląskiej (dzielnicy Kochłowice) to miejsce niezwykłe: owo wzniesienie Wyżyny Śląskiej (313 m npm) jeszcze na XVII-wiecznej mapie opisano jako teren Cisowkawald, lasu cisowego, czyli według wierzeń ludowych świętego lasu. Było to prawdopodobnie w czasach przedchrześcijańskich miejscem kultu „świętych głów”, „swante hlav” (być może Trygława lub Swantewita), od którego – według jednej z koncepcji – pochodzi nazwa Świętochłowic. Jej szczytem, zbudowanym z liczących ok. 345 mln lat piaskowców górnokarbońskich, przebiega wododział Wisły i Odry.
Podczas rabunkowej, kolonialnej industrializacji Śląska przez Prusaków w XIX w. na Górze rozpoczęto wydobycie węgla najtańszą metodą, odkrywkowo: od wychodni węgla na powierzchnię tzw. metodą duklową wydobywano węgiel w należącej do hrabiów von Donnersmarck kopalni „Hugon” (stąd dzisiejsza nazwa Góry). W 1812 r. katoliccy Donnersmarckowie z Siemianowic założyli tam kopalnię na cześć urodzonego 26 czerwca 1811 r. hrabiego Hugona I Karola Antoniego Łazarza (syna kapitana 1 śląskiego regimentu huzarów, adiutanta feldmarszałka Gebharda Blüchera, Karola Boromeusza Franciszka a Paulo). Kiedy jego ojciec zmarł w wyniku ran odniesionych w Saksonii podczas bitwy z cofającymi się wojskami Napoleona pod Groß Görschen – do 1832 r., czyli do uzyskania przez Hugona pełnoletniości dobrami bytomsko-siemianowickiej linii hrabiów Henckel von Donnersmarck zarządzała w jego imieniu matka, hrabina Eugenia, córka Antoniego hr. Wengersky barona von Ungarschütz. To ona między 10 kwietnia a 14 lipca 1824 r. uzyskała nadanie dla kopalni „Hugon“. Po licznych połączeniach z sąsiednimi kopalniami i polami górniczymi (m. in. Bärenhof, czyli Niedźwiedziniec, Radoschau, czyli Radoszowy czy Kochlowitz, czyli Kochłowice) w 1928 r. zmieniono jej nazwę na „Wirek“. Na wzgórzu do dziś można zejść do tzw. „dolinek“, czyli lejów wyrobiskowych po dawnej kopalni. Największe wyrobisko – dostępne jeszcze w latach 70-tych XX w. jako kamieniołom – zostało zasypane i przekształcone w hałdę kopalnianą.
Przy okazji wycinano drzewa dla innych kopalń Donnersmarcków, w tym utworzonej w pobliżu kopalni „Deutschland” (później „Polska”), aż ostatnie naturalne wycięto na początku XX w. Przez pół wieku Góra straszyła golizną, ale przygarniała najbiedniejszych Ślązaków: bezrobotni kopali na niej tzw. bieda-szyby, gdzie nielegalnie wydobywali z pańskich złóż węgiel, aby wyżywić rodziny. Z tego czasu zachowała się w tece Adolfa Dygacza śląska pieśniczka, w której przetrwał anegdotyczny opis tych wydarzeń: „A kiedych jo na biyda chodził, tralla, tralla la la, policyjach za nos wodzioł, tralla tralla la. Roz ida z linkom ku Hugonie, a tu słysza za mnom konie. – A cóż to smyczysz tam pod parzą – woło na mie jeden z szarżom… A jo odpedzioł z smutnom minkom: – Pole chca łobciągnońć linkom. Kapusta ktosik mi wyjodo, a policyjo nic niy godo… Zaklon i szablom se zazwonioł, i do miasta chnet pogonioł. A jo już niy mioł na co czekać, wloz do dziury wągel kopać”.
W latach 30-tych XX w. próbowano Górę zagospodarować rekreacyjnie: w 1935 r. urządziła tam lotnisko szybowcowe Wspólnota Interesów Górniczo-Hutniczych, czyli przejęty po latach Wielkiego Kryzysu przez państwo polskie i skarb śląski za długi koncern górniczo-hutniczy, wcześniej kontrolowany przez amerykańsko-niemiecki holding Consolidated Silesian Steel Corporation, grup finansowych Averella Harrimana i Friedricha Flicka, finansisty faszystów niemieckich. Dzięki polskiemu Zjednoczeniu Górniczo-Hutniczemu na szczycie Góry w 1937 r. zbudowano hangar Związku Szkół Szybowcowych, w którym stały trzy szybowce typu „Wrona” i jeden samolot silnikowy. „Wrony” wciągano na szczyt przy pomocy stalowych lin, a następnie „wystrzeliwano” je nad pozbawionym drzew stokiem. Kierownikiem szkółki szybowcowej na Górze Hugona, związanej z Okręgowym Klubem Szybowcowym przy Aeroklubie Śląskim i ogólnopolską Ligą Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, był Władysław Zborowski, a instruktorem – Fryderyk Szymura.
Podczas II wojny światowej platformę szybowcową na szczycie Góry wykorzystano na stanowisko artylerii przeciwlotniczej dla obrony pobliskich hut, kopalń i zakładów przemysłowych. Do obsługi żołnierzy wykorzystywano więźniów z pobliskiej filii niemieckiego faszystowskiego obozu Auschwitz, którą Niemcy utworzyli na Zgodzie jako KL-Eintrachthűtte oraz pracowników przymusowych m.in. z Huty Batory (pod niemiecka okupacją faszystowską – Bismarck). W tym celu na stokach Góry powstały tymczasowe obozy, w których przebywali również przymusowi robotnicy z Kopalni „Polska” (pod niemiecka okupacją faszystowską – „Deutschlad”), a przy dróżce obok Cmentarza (dziś w pobliżu ul. Wiśniowej) – więźniowie żydowscy. Wielu z nich znalazło śmierć w kamieniołomie za Cmentarzem, którego zarośnięte wyrobisko niezgodnie z prawdą jest obecnie na polecenie prezydenta Świętochłowic Dawida Kostempskiego oznakowane na tablicy ścieżki edukacyjnej, jako największe wyrobisko „po eksploatacji węgla kamiennego”… W ten sposób obecne władze Świętochłowic z nadania Platformy Obywatelskiej dążą do ukrycia prawdy o miejscu niemieckich zbrodni faszystowskich na Żydach polskich i śląskich, aby na tym miejscu zaprzyjaźniony z nimi deweloper (firma XENAKIS z udziałem kapitału chińskiego) mógł wybudować osiedle domów jednorodzinnych. Oby im się nie przytrafił horror w stylu „Poltergeist”…
Jednak wśród starszych mieszkańców Świętochłowic i Chorzowa, którym swoje wspomnienia przekazało starsze pokolenie, które otarło się o działalność konspiracyjną trwa świadomość, że jest to miejsce szczególne nie tylko ze względu na ofiary zbrodni niemieckich. Już bowiem w listopadzie 1939 r. z luźnych grup powstała w Chorzowie Polska Organizacja Partyzancka (lub Polskie Oddziały Powstańcze), której pierwsze spotkania odbywały się za miastem właśnie na Górze Hugona lub w mieszkaniu Paczułów. Jak pisał w historii Świętochłowic A. Szefer „organizacja rozrastała się szybko i miała swoje placówki w wielu miastach okręgu przemysłowego. Obwód chorzowski obejmował miasto Chorzów i przyległe gminy dawnego powiatu świętochłowickiego”. „Do najaktywniejszych członków tej organizacji należeli: Henryk Murłowski (rozstrzelany w Oświęcimiu), dr Tadeusz Paczuła (późniejszy więzień Oświęcimia), ponadto Wilhelm Malcherczyk, Stanisław Janeczko i Ryszard Mazelon (zginęli w Oświęcimiu)”. Należeli do niej też „Jan Malcherczyk, Józef Kopiec, Leon Termin, Alojzy Widera, Lech i Kazimierz Orlińscy, Józef Siwy starszy, Józef Siwy młodszy, Paweł Siwy, Bolesław Paczuła i inni.” Na zlecenie organizacji różne nielegalne dokumenty wykonywał Fryc Junger (później Józef Kopicki). „Bardzo czynnym członkiem POO był Jan Szczepanowski ze Zgody (pseudonim „Dąbrowski”, później „Zacisk”)”. „Za przynależność do POO zginęli świętochłowiczanie: Czesław i Leokadia Chrobotowie (rodzeństwo), oraz m.in. Jan i Maria Krzyżyńscy”, imieniem których nazwano jedną z uliczek w dzielnicy Zgoda pod Górą Hugona.
Po niemieckiej okupacji faszystowskiej w tym samym kamieniołomie na stoku Góry grzebano ofiary zbrodniarzy z NKWD i UBP, którzy pod komendą zdegenerowanego w wyniku wojny Żyda, Salomona Morela zamienili obóz pracy przymusowej dla jeńców niemieckich, SS- i SA-mannów, volsdeutschów, członków NSDAP i Hitlrtjugend na Zgodzie w miejsce kaźni wielu niewinnych mieszkańców Śląska. Trafiali do niego również żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych oraz inni mieszkańcy Górnego Śląska zadenuncjowani m.in. przez osławioną trójkę gestapowskich szpicli-Ślązaków, którzy przeniknęli do lokalnych struktur polskich władz: Grolika, Kamperta i Ulczoka… W wyniku działalności tych degeneratów w obozie zginęło według szacunków IPN 1855 więźniów. „Istnieją jednak przesłanki, aby całkowitą liczbę ofiar w okresie od lutego do listopada 1945 roku szacować na około 2,5 tysiąca” spośród co najmniej 5764 więźniów (Wikipedia, hasło: Obóz Zgoda). W wyniku interwencji polskich sędziów m.in. z Bytomia i Tarnowskich Gór oraz zdemaskowaniu we wrześniu 1945 r. szajki Grolika-Kamperta-Ulczoka ówczesne władze polskie nakazały wizytację obozu. „Na przełomie października i listopada 1945 obóz wizytowała trzyosobowa komisja z prokuratorem Jerzym Rybakiewiczem na czele, która przejrzała akta, przesłuchała wszystkich więźniów, po czym zwolniła prawie wszystkich więźniów do domu. Musieli oni przedtem podpisać zobowiązanie, że pod groźbą kary więzienia nie będą z nikim rozmawiać o tym, co się działo w obozie. Ostatecznie obóz przestał funkcjonować w listopadzie 1945” r. (Wikipedia). Jednak w okresie późniejszym, o czym przekazywali rodzinne wspomnienia naoczni świadkowie, w wyrobisku po kamieniołomie za Cmentarzem przeprowadzano pod nadzorem UB ekshumacje ofiar tam pomordowanych: tak z czasów zbrodni niemieckich, jak i stalinowsko-UBeckich.
Po nieudanych próbach odnowienia szkółki szybowcowej na szczycie Góry, od lat 50-tych trwała rekultywacja przyrody na Górze tak, aby stworzyć warunki zbliżone do naturalnych. W okresie gierkowskim zaczęły na wschodnich stokach Góry powstawać osiedla domków jednorodzinnych, a od strony Kochłowic – pracownicze ogródki działkowe. Na Górze przetrwało też jedno gospodarstwo rolne, które stopniowo przekształciło się w ubojnię świń…
Wyhamowanie rabunkowej gospodarki późnego PRL spowodowało w latach 90-tych XX w. procesy samooczyszczania środowiska na zalesionym szczycie Góry. Efektem było uznanie go uchwałą rady miasta Świętochłowice z 2004 r. za użytek ekologiczny pod nazwą „Las na Górze Hugona”, wpisany do centralnego rejestru form ochrony przyrody jako siedlisko przyrodnicze i stanowisko rzadkich lub chronionych gatunków roślin i zwierząt o powierzchni 14 ha. Bezpośrednią jego otulinę w naturalny sposób tworzyły lasy o powierzchni prawie 15 ha, cmentarz usytuowany na północnym zboczu, ogródki działkowe oraz ogrody powstające przy osiedlach domków jednorodzinnych, a nawet zalesiona hałda pokopalniana od strony Rudy Śląskiej. Otuliny te stanowiły lub stanowią naturalne korytarze przemieszczania się fauny i flory, podnoszące bioróżnorodność samego użytku ekologicznego. Na oficjalnej stronie internetowej Świętochłowic można jeszcze ciągle znaleźć informacje, że na Górze Hugona odnotowano „110 gatunków roślin naczyniowych, wśród których można odnaleźć dwa gatunki objęte ścisłą ochroną (kruszczyk szerokolistny i bluszcz pospolity) oraz gatunki częściowo chronione (kalina koralowa, konwalia majowa, kruszyna pospolita). Prawie w całości Górę Hugona porastają zbiorowiska leśne”. W podsumowaniu podkreślono, że „na terenie Wzgórza Hugona odnaleziono dotychczas 92 gatunki kręgowców – 5 gatunków ryb, 15 gatunków reprezentujących herpetofaunę, 53 gatunki ptaków oraz 19 gatunków ssaków. Spośród nich aż 71 podlega ochronie prawnej a trzy chronione są prawem łowieckim. Do największych osobliwości faunistycznych należą: traszka grzebieniasta, kumak nizinny, grzebiuszka ziemna, ropucha paskówka, rzekotka drzewna oraz zaskroniec zwyczajny, a także krogulec, zimorodek, dzięcioł zielony, trzciniak i derkacz”.
Obecnie, w rezultacie działań władz miasta z nadania Platformy Obywatelskiej to miejsce szczególnej pamięci ofiar zbrodni totalitaryzmów i perła rekultywacji terenów poprzemysłowych na Śląsku stanęła przed groźbą parcelacji, zabudowy, a w rezultacie – zagłady.
Roman Adler