Volkmar Meitzen (1822–1900) cz. 1

Volkmar Meitzen (1822–1900), rozkwit kopalni „Król” i początki miasta Królewska Huta (Kőnigshűtte)

Przysięgli gorni i przysięgli górniczy (Berggeschworenen)

O ucywilizowaniu gospodarki świadczy kultura pracy. Jej częścią jest kultura bezpieczeństwa pracy przejawiająca się m. in. w formach organizacyjnych. Zalicza się do nich oddziaływanie poprzez normy, uregulowania prawne, procedury i instytucjonalną kontrolę ich przestrzegania. Jednym z przejawów owej kontroli były i są urzędy inspekcji warunków pracy. Na Górnym Śląsku ich działalność można odnotować już od ponad trzystu pięćdziesięciu lat. Od XVI wiecznych „przysięgłych gornych” aż do XIX wiecznych przysięgłych górniczych można mówić o pewnej ciągłości prawnej, funkcjonalnej, a nawet – częściowo – organizacyjnej urzędu powoływanego przez kolejne władze państwowe na Śląsku, którego zadaniem było nadzorowanie warunków technicznych i prawnych, w jakich realizowały się stosunki pracy w górnictwie. Co więcej – można dostrzec tendencję do stopniowego rozszerzania doświadczeń tego urzędu poza górnictwo: w XVIII w. mamy już radców hutniczych, którzy wyraźnie podejmowali tradycje urzędów wyrosłych z nadzoru górniczego, w trzeciej dekadzie XIX w. – radców rządowych, wraz z którymi od połowy XIX w. na Śląsku rodziła się inspekcja fabryczna, a następnie przemysłowa, jednak z zachowaniem autonomii najstarszych urzędów tego typu, czyli górniczych.

Przykładowo w okręgu górniczym fiskalnej kopalni „Królowa Luiza” w Zabrzu przysięgłymi górniczymi w randze późniejszych urzędników okręgowych, którzy nadzorowali stan bezpieczeństwa pracy, zabezpieczenia powierzchni oraz rozstrzygali spory związane z eksploatacją kopalin byli: Harzer (1796–1819), Buchbach (1819–1838), Neuenborn (1838–1844), Degenhardt (1844–1846), Hoffmann (1846–1852) i Volkmar Meitzen (1852–1856). W kopalni „Król” po przysięgłym Harcerze od 1802 r. Henryk Heintzmann, późniejszy reformator górnictwa w Prusach przygotował memoriały dotyczące wprowadzenia konnego transportu podziemnego oraz użycia maszyn parowych do wyciągu szybowego w fiskalnej (czyli należącej do państwa pruskiego) kopalni „Król”. Natomiast w 1821 r. przysięgły górniczy Buchbach wprowadził w tej kopalni transport węgla nieznanym wcześniej pionowym szybikiem hamulcowym. Do 1858 r. kopalnią tą kierował nadsztygar, podległy bezpośrednio Górnośląskiemu Urzędowi Górniczemu w Tarnowskich Górach, „który równocześnie pełnił funkcję przysięgłego górniczego (Berggeschworene)”. Był nim wówczas V. Meitzen.

Były to czasy przyspieszenia przez Prusy kapitalistycznej industrializacji. Rozwój prywatnych kopalń na Śląsku był już tak znaczny, że właśnie w tym okresie niemiecki przemysł ciężki wyprzedził Francję pod względem wydobycia węgla. Można więc odnieść wrażenie, że zaniechanie eksploatacji w tym polu było na rękę i władzom pruskim, i prywatnemu biznesowi, który nie potrzebował konkurencji ze strony kopalń fiskalnych. Z Jahresberichte – sprawozdań rocznych okręgu górniczego kopalni „Król” – za lata 1846–1860 wiadomo, że w 1852 r. 77% węgla sprzedawanego przez kopalnię „Król” przypadało na zakłady fiskalne, w tym na samą Hutę Królewską i związane z nią zakłady – 74%.

W 1856 r. postępująca rozbudowa kopalń doprowadziła do zastąpienia obowiązującej w pruskim górnictwie od 1769 r. zasady dyrekcyjnej – inspekcyjną. Nastąpiły zmiany organizacji ich zarządzania, utworzono nowe urzędy kierujące kopalniami: królewskie inspekcje górnicze, które od 1861 r. podlegały bezpośrednio WUG we Wrocławiu. W myśl zarządzenia z 17 listopada 1858 r. (Amtsblatt der kgl. Regierung Oppeln 17. 11. 1858 r.) działalność Urzędu Górniczego w Tarnowskich Górach obejmowała rejencję opolską „z wyjątkiem wolnego państwa pszczyńskiego, państwa mysłowickiego i dóbr rycerskich Katowice”. Jej obszar został podzielony na „rewiry” podlegające przysięgłym górniczym. Rewiry kopalń fiskalnych (państwowych) podlegały inspektorom górniczym. Z tego roku zachowały się dane dotyczące obsady okręgów przez przysięgłych górniczych. Przykładowo: okręg raciborski nadzorował przysięgły górniczy Gelhorn, mikołowski – Sponer z Przemszy, mysłowicki – Zimmermann, siemianowicki (Laura Hűtte) – Lobe z Katowic, nowobytomski (Antonienhűtter) – Mauve, rudzki – Moecke, kopalni „Królowa Luiza” w Zabrzu – Kűhnemann, kopalni „Król” w Królewskiej Hucie (Chorzowie) – Meitzen, bytomski – Schneider a tarnogórski – Kapuściński. Najwybitniejszym z nich okazał się Meitzen.

Przysięgły górniczy Volkmar Meitzen

Volkmar Meitzen urodził się 20 maja 1822 r. w Krapkowicach pod Opolem. Był rodowitym Ślązakiem. Jego ojciec, poborca podatkowy, chciał mu zapewnić średnie wykształcenie i wysłał do gimnazjum w Gliwicach, jednak po trzech latach zmarł. Młody Meitzen musiał przerwać naukę ze względu na złą sytuację finansową i w wieku 16 lat podjął pracę, jako zwykły płukacz w strzybnickiej kopalni rud ołowiu „Fryderyk” pod Tarnowskimi Górami. Wkrótce został ładowaczem, a następnie rębaczem uczniem.

Gdy 28 stycznia 1839 r. po siedemnastu latach przerwy w Tarnowskich Górach otwarto Szkołę Górniczą z niemieckim językiem wykładowym – był jednym z dwudziestu dwóch kandydatów wybranych osobiście przez Rudolfa von Carnalla’a (1804-1874) na pierwszy kurs. Jego nauczycielami byli m. in. Friedrich Wilhelm Grundmann (1804–1887) oraz późniejszy starosta górniczy Krug v. Nidda. Szkołę prowadzono w formie zimowych kursów dwuletnich po cztery godziny dziennie. Oprócz nauki uczniowie codziennie pracowali po sześć godzin w kopalni „Fryderyk”. Skończył ją z dobrym świadectwem. Następnie pracował w różnych kopalniach; wreszcie w 1844 r. został sztygarem w kopalni „Król”. W 1847 r. przeżył tam pierwszy strajk górników węglowych na obszarze Niemiec. Rok później mianowano go nadsztygarem.

Od 1849 do 1852 r. Meitzen był przysięgłym górniczym w królewskohuckim okręgu górniczym. Przeniesiony – od 1852 r. pełnił urząd ostatniego przysięgłego w zabrzańskim okręgu górniczym kopalni „Królowa Luiza”. W 1856 r., został pierwszym inspektorem górniczym tej kopalni. W tymże roku jako jej kierownik, „szukając argumentów do rozmów ze zbuntowanymi robotnikami, przeprowadził (…) analizę tygodniowych wydatków rodziny górniczej. (…). Według Meitzena o szczęśliwym życiu mogły w drugiej połowie XIX w. mówić rodziny górnicze jeśli osiągały następujący pułap: – rodzina rębacza (któremu przysługiwał większy deputat żywności niż innym grupom pracowniczym) – jeśli jego tygodniowe zarobki wystarczały na zakup: 1 szafli kartofli (1 szafla = 73,5 kg), Ą centnara mąki na chleb (przeważnie wypiekano chleb własny), 4 funtów chudego mięsa, 1 funta tłuszczu, na zakup masła w dniu świątecznym, 1 kwarty soli, 2 funtów mąki pszennej i kapusty za 7 Sgr; do tego Meitzen dodawał rębaczowi pieniędzy do uregulowania podatku komunalnego i czynszu mieszkaniowego, na ubranie przeznaczał 330 talarów rocznie – na tydzień 17 Sgr i 4 pf &#821
1; łącznie na tydzień rębaczowi należały się 3 Tlr 24 Sgr 8pf, – rodzina ciągarza – jeśli jego tygodniowe zarobki wystarczały na zakup: ľ szafli kartofli, 3 chlebów po 5 funtów, 1 funta tłustego mięsa, na zakup masła w dniu świątecznym, 1 kwarty soli i tyle kapusty ile przewidziano dla samego rębacza! – do tego także dochodziły środki na uregulowanie podatków i czynszu mieszkaniowego oraz ubranie – łącznie na tydzień wychodziło 2 Tlr 8 Sgr 9 pf.(…). nie zapomniał również Meitzen o tym, że robotnicy mogli korzystać z porad lekarza urzędującego stale w Tarnowskich Górach!
”.

Fot. 1. Kopalnia „Królowa Luiza” w końcu XIX w.

 

Po przekształceniu w 1856 r. zarządu kopalni „Król” w I Inspekcję Górniczą, przeniesiono tam Meitzena na stanowisko inspektora kopalni. Dzięki doświadczeniom zdobytym w kopalni „Królowa Luiza” rok później opublikował artykuł Die wasserdichte Verflutherung des Kgl. Hauptschlűsselerbstollens im Felde der Kőnigin-Luise-Grube. Jeszcze w tym roku do szybów „Bűlow” i „Joseph” kopalni „Król” dołączył główny szyb wyciągowy, „Erbreich I”.

Fot. 2. W 1857 r. na Polu Wschodnim kopalni „Król” powstały pierwsze szyby późniejszej kopalni „Święty Jacek”.

W 1857 r. Meitzen reprezentował fiskusa górniczego przy kupnie od Michała Frenzla ze Zbrosławic za 8 tyś. talarów obszaru młyńskiego Klimzy pod budowę kolonii robotniczej.

Próby modernizacji warunków pracy

Od 1858 r. Meitzen pełnił funkcję przysięgłego górniczego w mającym siedzibę w Królewskiej Hucie (Kőnigshűtte) rewirze 8 obejmującym kopalnię „Król”. Na jego ręce Wyższy Urząd Górniczy we Wrocławiu przesłał zakres kompetencji dla okręgu (rewiru) górniczego w Bytomiu, gdzie przysięgłym górniczym został Schneider.

Stosowane do tej pory środki bezpieczeństwa nie uchroniły kopalni „Król” przed kolejnymi pożarami, które miały miejsce w 1830 r. między szybami „Scharnhorst” i „Concordia” w pokładzie 501 oraz w 1836 r. Zniszczyły one znaczną część zasobów kopalni. W ich rezultacie w 1855 r. zaniechano eksploatacji w tzw. Polu Głównym. Występowały one głównie w pokładzie siodłowym (Sattel) i nie pomagało otamowywanie chodników, ani uszczelnianie wyrobisk, zapadlisk i szczelin na powierzchni. Dlatego pod wpływem Meitzena w 1858 r. podjęto decyzję odcięcia pól pożarowych tamą-murem „na górnym ociosie chodnika pośredniego na długości ok. 95 łatrów (ok. 200 m)”. Tamę zaczęto budować pod koniec września tego roku, a lutym następnego roku miała już 57 łatrów ( ok. 116 m). Mimo to pożar przebijał się szczelinami na chodnik pośredni i w inne miejsca dlatego ciągle ja wydłużano. Przy okazji jej budowy odnotowano po raz pierwszy na Górnym Śląsku użycie do hydrotransportu czworokątnych rur drewnianych i lutni o szerokości 3 cali, którymi wraz z wodą dostarczano do zaprawy pasek i przesiane wypałki z huty cynku „Lydognia”. Wysokość tamy wynosiła 9 –10 m, grubość we wrębie w spodku średnio 1,5 m, a pod stropem 0,8 m. Jej wysokość wymusiła inne ciekawe rozwiązanie: na wysokości około 6 m budowano między tamą a dolnym ociosem co około 2 m rozpory w kształcie murowanych łuków. Tamę i strop w wielu miejscach dokładnie tynkowano.

W tymże roku Meitzen przeprowadził w kopalni próby ze stalowymi młotkami i klinami, produkowanymi przez firmę Berger et Comp. w Witten nad Ruhrą oraz ze spłonkami Bichforda, ale bez dobrych wyników. W tym samym roku opracował, opublikował w prasie górniczej i polecił stosować w pokładzie 507 Pola Wschodniego w miejsce dotychczas stosowanej wybierki filarowej z zawałem – wybierkę szachownicową. Polegała ona na tym, że między wybranymi zabierkami pozostawiano na przemian filary podporowe długości i szerokości 6 metrów, a pod stropem zabierek oraz chodników zostawiano warstwę przypiętego węgla grubości 1,5 m. Powodowało to wprawdzie wzrost strat węgla z 6 do 40%, ale zdaniem Meitzena były one równoważone przez oszczędności na drewnie do obudowy, której nie stosowano w ogóle, oraz korzyści wynikające ze wzrostu wydajności pracy: rębacz zamiast dotychczasowego urobku do 3,5 t na dniówkę wydobywał około 4 t. Ponadto łatwiej było odgradzać stare zroby, aby uniknąć pożarów. Meitzen przewidywał też poprawę zabezpieczenia powierzchni przed szkodami górniczymi oraz możliwość elastycznego zwiększania lub zmniejszania wydobycia w zależności od popytu na rynku.

Od 1859 r. pod jego kierunkiem trwały w kopalni „Król” przygotowania do tzw. „głębokich wierceń”. Najpierw pogłębiono ręcznie do głębokości 120 łatrów (ok. 251 m) otwór badawczy. Następnie wstrzymano głębienie ręczne i przystąpiono do montowania kotła parowego z małą pompą parową dla jego zasilania wodą, silnika parowego o mocy 8 KM przeznaczonego do wiercenia oraz drugiego o mocy 30 KM – do manipulowania żerdziami i łyżkowania. Maszyny pochodziły z Fabryki Maszyn Stalberga z Bukau pod Magdeburgiem. Jednak nie udało się ich uruchomić do końca 1859 r., bo trwało jeszcze wykończanie kuźni i mieszkania dla majstra wiertniczego. Podczas budowy tej pierwszej na Górnym Śląsku maszynowej wieży wiertniczej 30 marca 1859 r. doszło do poważnego wypadku: „nagły podmuch wiatru wywrócił wieżę, która już miała 50 stóp (ok. 15,6 m) wysokości, przy czym stracił życie pomocnik ciesielski”. Sześciu innych robotników odniosło mniejsze lub większe obrażenia. Do końca tego roku przysięgły Meitzen odnotował jeszcze cztery wypadki śmiertelne: 3 przy zabierkach i jeszcze jeden na powierzchni – przy rozbiórce nasypu kolejowego.

Również przy budowie tamy 16 maja 1859 r. w polu zaognionym wybuchły czady pożarowe, a tama popękała na powierzchni 80 m2. w każdej chwili oczekiwano zawalenia się dotychczas postawionej tamy. Najbardziej zniszczoną jej część wzmocniono drewnianą obudową, a szczeliny pozatykano wapnem. Następnie wzmocniono ją pogrubiając o około 0,8 m. Inne zagrożenie spowodowało gwałtowne zawalenie się stropu na polem pożarowym. „Płonący ocios, rozżarzony strop, spadające rozżarzone skały ze stropu, okropny żar, pył – nie do wytrzymania – powstający z zawalenia się przepalonych łupków i powietrze nie nadające się do oddychania uniemożliwiały zbliżenie się do miejsc niebezpiecznych”. Dzięki polewaniu wodą z wielu ręcznych szpryc „osłabiono pył i żar, ochłodzono żarzące się ociosy i skały”. Obniżono temperaturę pod stropem do 80oC. Dopiero wtedy zalepiono dostępne szczeliny.

Praca przy budowie tamy odbywała się więc w ekstremalnych warunkach: Temperatura często dochodziła do 87oC, ludzie stali blisko ognia i dopiero zalewanie go wodą, a następnie wybieranie żarzącego się węgla obniżało temperaturę i pozwalało wznosić tamę. Najdziwniejsze zaś było to, że budowa przebiegła bez wypadków. Zwłaszcza, że górnicy nie mieli aparatów oddechowych. Przed gorącem i gazami chroniły ich tylko zwilżone szmaty. Mimo to w maju 1860 r. Meitzen ogłosił, że cel budowy tamy „został całkowicie osiągnięty: wyrobiska są wolne od gazów pożarowych a również na powierzchni nie ukazują się już gorące gazy”.

Także w tym roku, 18 lipca, rozpoczęto maszynowe wiercenie głębinowego otworu badawczego. Do końca roku osiągnięto głębokość 169 łatrów 41 cali, czyli około 354,3 m.

W latach 1859–1863 Meitzen przeprowadził podział obszaru młyńskiego Klimzy na działki pod budowę domów dla górników kopalni „Król”. Rok 1860 był szczególny dla Volkmara Meitzena: w Polu Zachodnim uruchomiono tzw. szyby „Kolejowe”, którymi wydobywano węgiel przeznaczony do wywozu koleją, on sam odbył podróż instruktażową do Anglii i Szkocji, a pod koniec roku Górnośląski Urząd Górniczy w Tarnowskich Górach zażądał od niego kosztorysu budowy domu, który inspektor-przysięgły postawił za 10 305 Rtlr. oraz rozliczenia jego rocznych przychodów i wydatków.

Fot. 3. Szyby „Kolejowe” kopalni „Święta Barbara”, w rejonie której w 1791 r. powstały pierwsze szyby kopalni „Książę Karol Heski”(od 1800 r. – kopalnia „Król”).

W następnym roku przy głębieniu szybów zastosowano w kopalni ulepszony przez miejscowego wiertacza, Fryderyka Esche, świder wiertniczy i dokończono otamowanie pola pożarowego w pokładzie 507. Doświadczenia związane z budową tamy Meitzen opublikował jeszcze w tym roku na łamach „Zeitschrift fűr das Berg-, Hűtten- und Salinenwesen in den Preussischen Staaten”. Natomiast na wniosek reprezentantów mieszczan Królewskiej Huty, jako administrator dominium królewskiego w Chorzowie udał się służbowo do kopalni „Waterloo” w Dębie. W tym czasie zarabiał 950 talarów rocznie, a rok później – 1000 Rtl.

Dnia 5 grudnia 1861 r. poinformował WUG we Wrocławiu, że „zgodnie z zarządzeniem ministerialnym z 12. IX. 1861 r. w związku z protokołem kontroli ruchu huty „Konig” od 31. VII. 1861 r. uznano za celowe powierzenie mi nadzoru nad wydobyciem żelaziaka w okolicy huty”. Od tego czasu Meitzen przejął osobisty nadzór nad wydobyciem w rejonie Załęża owej rudy żelaza. Jej wydobycie miało dla Prus przygotowujących się od ponad pięciu lat do wojny z cesarstwem Habsburgów o zjednoczenie Niemiec – znaczenie strategiczne. Było jednym z elementów działań maskujących, polegających m.in. na zmniejszaniu importu żelaza, aby uśpić czujność Austriaków. Przysięgły zadbał też, aby od tego roku wszyscy górnicy żelaziaka byli członkami Górnośląskiej Spółki Brackiej (Oberschlesiche Knapschafts-Verein) . Od 1861 do 1866 r. Meitzen pracował ponownie w zabrzańskiej kopalni „Królowa Luiza”, gdzie w 1864 r. został radcą górniczym, a rok później – dyrektorem kopalni. Pod jego nieobecność w kopalni „Król” zaczęły się problemy ze skutkami wybierania w szachownicę: od 1862 r. zanotowano pierwsze niebezpieczne dla górników, nagłe obwały z pozostawionych filarów.

Z 1862 r. zachowały się w aktach Inspekcji Górniczej w Królewskiej Hucie informacje o tym, że radca górniczy Meitzen otrzymał od proboszcza Kani roszczenie zamiany pól fiskalnych na pola parafialne. Wiązało się to z faktem, że w 1853 r. Kasa Bracka wybudowała pomnik hr. Redena na trzech morgach gruntu, które należały do parafii chorzowskiej i miała za nie płacić coroczną rekompensatę. Sprawę zakończyło wydane 30 sierpnia 1863 r. zezwolenie Wilhelma I na wymianę pól .

W tym czasie Meitzen rozwijał wydobycie żelaziaka w Załężu. Dlatego m.in. 28 lutego 1862 r. doszło do ostatecznego unieruchomienia założonej jeszcze przez Karola Godulę pierwszej kopalni „Cleophas” w Załężu, a górnicy z niej zwolnieni znaleźli zatrudnienie przy wydobywaniu metodą duklową bulw sferosyderytowych żelaziaka. Dnia 17 lipca Meitzen zwrócił się do Hűtten-Amtu (Urzędu Hutniczego) o przesłanie „ugody”, jaką już w grudniu 1853 r. urząd ów zawarł z ówczesnym właścicielem dóbr rycerskich w Załężu, potomkiem francuskich hugenotów Ernestem Georgesem (de la Tour), na mocy której fiskus pruski został faktycznym właścicielem dóbr załęskich. Wynikało z niej bowiem, że już 2 grudnia 1845 r. poprzedni właściciel tych dóbr, Karol Neumann sprzedał prawo eksploatacji żelaziaka, natomiast E. Georges przyznał „królewskiemu fiskusowi hutniczemu nieograniczone użytkowanie”, rezygnując jednocześnie z prawa do zakładania dróg, rowów, stawów, rurociągów wodnych, składowisk, hałd, budynków, maszyn parowych i wydobywczych etc. W zamian otrzymał od fiskusa jednorazowo 6301 Rtl 9 Sgr. I 6 Pfg. „Umowa dotyczyła wybranych przez fiskusa górniczego terenów w obrębie dóbr rycerskich Załęże”. Kiedy współwłaściciel kopalni „Cleophas”, Unger, oddał jej pokłady stropowe w dzierżawę kowalowi, a jednocześnie sołtysowi Załęża, Karolowi Kuntze i ten w pobliżu sztolni fiskalnej wykopał szyb „Welt” – Meitzen podniósł alarm, twierdząc, że sztolnia została na długości prawie 23 m. zagnieciona. Wprawdzie tydzień później komisyjnie stwierdzono, że jej obudowa była zagnieciona tylko na odcinku około 3 m., a znajdowała się pod naciskiem na odcinku prawie 16 m – jednak mimo to Meitzen doprowadził do tego, że przysięgły górniczy Schwerin wydał polecenie zasypania szybu „Welt” , a Unger jako właściciel musiał fiskusowi zapłacić za uszkodzenie sztolni.

W marcu 1863 r. mierniczy Francke dostarczył Meitzenowi plan sytuacyjny wydobycia żelaziaka, na powierzchni 200 mórg. Na obszarze tym pracowało 107 robotników, którzy utrzymywali 283 członków rodzin.

W 1864 r. wybrano Meitzena do rady nadzorczej Górnośląskiej Górniczej Zapomogowej Kasy Budowlanej. W tym czasie zapadło się 6 i pół morgi gruntu w pobliżu szybów kolejowych kopalni „Król”.

Ryc. 4. Szyb kopalni „Król”, w tle Królewska Huta ok. 1865 r.

O godzinie jedenastej 17 sierpnia tego roku doszło do wypadku w jednym z załęskich szybów wydobywczych żelaziaka. Górnik kamienia żelaznego (Eisensteinarbeiter) Walenty Pateja, pracujący w sześcioosobowym zespole został „przysypany podwrębionym i jeszcze nie podklinowanym ociosem na ścianie (…) o długości 8 łatrów (blisko 17 metrów)”. Na podstawie relacji V. Meitzena wiadomo, że lekarz Spółki Brackiej dr Munzer uznał, iż „nie ma zagrożenia życia, ale poszkodowany odniósł poważne potłuczenie płuc i uszkodzenie kręgosłupa (złamanie kregu)”, dlatego – jako członek Spółki Brackiej – był przez dłuższy czas leczony w szpitalu Spółki w Królewskiej Hucie. Dnia 22 października tego roku w Załęskim Lesie w innym z szybów, którymi wydobywano żelaziak przez uduszenie tzw. „matówą”, czyli zaciągnięcie się dwutlenkiem węgla zalegającego na dnie wyrobiska zginął gospodarz-górnik Józef Zok. W piśmie z 21 stycznia 1865 r. do Górnośląskiej Spółki Brackiej popierającym prośbę rodziny zmarłego o 15 Rtl. zapomogi bezzwrotnej na pogrzeb oraz o rentę dla członków rodziny zmarłego – Meitzen przyznawał, że J. Zok nie był pełnoprawnym członkiem Spółki Brackiej, uznał jednak, że w tym przypadku trzeba uwzględnić okoliczność, iż faktycznie zginął przy wydobywaniu żelaziaka, a jego rodzina jest bardzo uboga i trzeba jej udzielić wsparcia. Zaznaczył, że sprawa powinna być rozpatrzona pozytywnie, bo górnicy żeleziaka z Załęża niechętnie się odnoszą do S
półki. W rezultacie wszystko załatwiono szybko i sprawnie, nie uznano jednak żadnych sprzeciwów.

Podsumowując w sprawozdaniu rocznym dla Urzędu Hutniczego Huty Królewskiej wydobycie żelaziaka w Załężu inspektor górniczy Meitzen, jako dyrektor Inspekcji Górniczej w Królewskiej Hucie napisał m.in., że „jako główny efekt kopalnictwa (…) żelaziaka, należy uznać znaczące wydobycie oraz pomyślne wyniki prób odbudowy ścianowej złóż żelaziaka, których dotąd w innych rejonach Górnego Śląska jeszcze z pozytywnym efektem nie udało się wprowadzić”. Oznacza to, że pod jego kierunkiem powstała pierwsza na Śląsku odbudowa ścianowa, której sztolnia zaczynała się na zachód od kąpieliska „Bugla” przy obecnaj ul. Żeliwnej w Katowicach. Długość owej pierwszej ściany wynosiła około 100 m.

W tym samym roku Meitzen odbył drugą podróż służbową do Anglii i Szkocji. Od tego czasu zarabiał 1100 talarów rocznie.

W 1865 r. – rok przed wojną z Austrią – zapotrzebowanie Huty Królewskiej na żelaziak było już tak wielkie, że – biorąc pod uwagę ówczesną organizację jego wydobycia w Załężu – „pracowano już na krawędzi możliwości”. Dochodziło też do kolejnych konfliktów z działającą w pobliżu kopalnią „Victor”. We wrześniu tego roku jej nadsztygar, Hoffmann, zagroził Inspekcji Górniczej w Kólewskiej Hucie, kierowanej przez Meitzena, obciążeniem kosztami likwidacji szkód wywoływanych przez podbieranie torowiska kolejki kopalnianej, co w konsekwencji doprowadziło do jej unieruchomienia oraz kosztami zniszczenia duklami żeleźniakowymi całego placu drewna kopalni „Victor”. Wedle słów Hoffmanna, górnicy żelaźniaka „wpadali bez uprzedzenia na rejon odszkodowanych przez kopalnię terenów i >>ryli jak krety<<, gdzie się dało”. W odpowiedzi Meitzen napisał, że „odtąd będą uprzedzać, ale roszczeń się nie uznaje”. Fot. 5. Volkmar Meitzen.

W takiej sytuacji Meitzen dokonał dogłębnej analizy eksploatacji złóż żelaziaka na tym obszarze. Wynikało z niej, że istnieje możliwość udostępnienia dodatkowego pola, które zapewniłoby roczne zaopatrzenie huty w wysokości 4,9 t na 14 do 15 lat pod warunkiem, że nie zablokują go wody kopalniane. Dlatego Meitzen zdecydował o zainstalowaniu w Załężu „rezerwowej lokomobili i niewystarczających już pomp z chorzowskiej studni wody pitnej z cylindrem o średnicy 4” (10, 46 cm). Lokomobila o mocy 6 KM była pierwotnie używana” w szybie „Harnisch” kopalni „Król”, jednak wówczas już stała bezużytecznie. Okazało się jednak, że lokomobila wymaga remontu, który z różnych powodów przeciągnął się do końca maja 1866 r. Dopiero 27 września tego roku nastąpił jej odbiór techniczny, a od 1 października Zarząd Policji w Załężu wydał zgodę na uruchomienie. Wkrótce okazało się, że wypompowywana przez nią woda zalała pola, bo rowy okazały się za płytkie. Meitzen początkowo próbował zbyć sprawę, zwalając winę na deszcze. Dalsze szkody pchnęły ludzi do Sądu Gminnego w Załężu. Wówczas Meitzen zaproponował im jednorazowe odszkodowania zamiast wielokrotnie kosztowniejszego usuwania wyrządzonych im szkód. Ludzie zgodzili się na takie rozwiązanie i własnoręcznie usuwali szkody.

W 1865 r. pod kierunkiem Meitzena Inspekcja Górnicza w Królewskiej Hucie przygotowała szczegółowy plan zabudowy przyszłego rynku. Jednak w Rejencji Opolskiej zażądano zwiększenia obszaru przeznaczonego pod rynek. Wówczas Meitzen w piśmie Inspekcji Górniczej do WUG we Wrocławiu oprotestował żądania Rejencji, podając rozmiary projektowanego rynku: 422 x 363 stopy i obrazowo argumentował, że rynek o takich rozmiarach może pomieścić „10 batalionów wojska po 1000 ludzi” w każdym. Zwrócił też uwagę, że na powiększeniu rynku skarb państwa straci 10 000 Rtl na pokrycie kosztów niezbędnych robót oraz 4,5 morgi terenów budowlanych.

Fot

. 6. Rynek w Królewskiej Hucie na pocz. XX w.

Plany przebudowy centrum Królewskiej Huty wywołały – jak z tego wynika – spekulacje gruntami, w których aktywnie uczestniczyły zakłady fiskalne. Z okazji tej chciał także skorzystać właściciel dominium Średnie Łagiewniki, Schlabnitz, proponując, że przekaże za darmo teren pod plac targowy i ulice w okolicy kościoła katolickiego (na północ od niego), żądając w zamian wybrukowania ulic i placu oraz zezwolenia na podział przyległych gruntów na działki budowlane”. Meitzen jednak w imieniu Inspekcji Górniczej odpisał, że „grunty te leżą na przewidywanych terenach eksploatacji kopalni >>Król<< dlatego nie nadają się na działki budowlane”. Widocznie nie każdy mógł skorzystać z tej chwilowej koniunktury. Beneficjentem miał być skarb państwa. Zastanawiające jest jednak to, że inne były intencje Rejencji Opolskiej, skoro naciskała na powiększenie rynku…

Kiedy 12 października 1866 r. – trzy miesiące po prusko-austriackiej wojnie o zjednoczenie Niemiec, zakończonej po dziesięciu dniach masakrą armii austriackiej pod Sadową – starosta (landrat) bytomski Solger pisał do Meitzena, że w katolickiej szkole w Załężu uczą się już 124 dzieci i należałoby wybudować szkołę powszechną w Załężu, zauważył, że przemysłowcy nie są tym zainteresowani, bo obiekty górnicze i hutnicze w Załęskiej Hałdzie nie są rentowne i wkrótce zostaną zatrzymane. Dlatego – obawiając się, czy liczne rodziny robotników nie będą zmuszone opuścić Załęża – pytał Meitzena, o przewidywany termin wstrzymania wydobycia żelaziaka w tym rejonie. „Solger jako wysokiej rangi urzędnik terenowej władzy samorządowej oraz Meitzen jako wysoki urzędnik fiskalnej władzy przemysłowej, należeli wówczas do najinteligentniejszych osobistości na naszym terenie, dlatego też tym pytaniem Solger podpowiedział Meitzenowi, że jego zdaniem wojna jeszcze się nie skończyła. Meitzen zrozumiał sens pytania i odpowiedział twierdząco, ale w podobny sposób: >>przypuszczenie, jakoby na widoku było zastawienie fiskalnego wydobycia żelaziaka w Załężu, nie posiada żadnego uzasadnienia<<(pismo z 22 października tego roku). W ten sposób panowie powiedzieli sobie, że spodziewają się jeszcze jednej wojny – być może z Francją…

W tym samym roku, gdy Meitzen wrócił z kopalni „Królowa Luiza” do kopalni „Król” od roku trwały tam niebezpieczne próby z nitrogliceryną, kt
re powodowały liczne wypadki, w tym 7 śmiertelnych. Dlatego w 1868 r. Meitzen nakazał ich całkowicie zaniechać. Jednocześnie dla przyspieszenia prowadzenia chodników wprowadził czterogodzinne zmiany. Spowodowało to wzrost płac rębaczy z 20 Sgr. do 1 Rtlr. na dniówkę jeśli uzyskali postęp chodnika przynajmniej 6 m na dobę, ale i zwiększenie wyzysku robotników, którzy musieli przychodzić do pracy dwa razy dziennie. Kosztem zwiększonego wysiłku robotników Meitzen uzyskał w ten sposób dwukrotny wzrost postępu chodników z ok. 25–30 m do 50–62 m miesięcznie. Od tego roku przy robotach w kamieniu zaczęto też z powodzeniem stosować wynaleziony dwa lata wcześniej przez Alfreda Nobla dynamit.

W tych latach Meitzen odgrywał ważną rolę w staraniach o przekształcenie chorzowskiego dominium, podległego skarbowi górniczemu, w gminę miejską. Od 1853 do 1865 r. na skutek oporu zarządu Huty Królewskiej, obawiającego się zwiększonych kosztów i wydatków na rzecz samorządu gminnego starania te były skutecznie blokowane. W 1865 r. sprawą zajął się Wyższy Urząd Górniczy we Wrocławiu. Dopiero wtedy „udało się opanować sprzeciwy” i „na polecenie Oberberghauptmanna Kruga v. Nida, Landrat Solger” wystąpił do ministerstwa z gotowym planem utworzenia nowej gminy. Z lat 1868–1889 w aktach Państwowej Inspekcji Górniczej w Królewskiej Hucie zachowały się materiały odnoszące się do sprzedaży państwowej Huty Królewskiej, gdyż „transakcje związane z jej sprzedażą na polecenie władz górniczych załatwiał dyrektor kopalni >>Król<<, Meitzen”. Stąd wiadomo, że od 1868 r. Meitzen pilotował negocjacje z hr. Hugonem Henckel v. Donnersmarck, właścicielem obszaru dominialnego Bytom – Siemianowice, w wyniku których odsprzedano mu w 1869 r. pole Huty Laura wraz z Hutą Królewską. Przygotowania tej transakcji otwarły drogę do przekształcenia dominium chorzowskiego w miasto Królewska Huta.

W pierwszych wyborach komunalnych w Królewskiej Hucie, 12–13 listopada 1868 r., jako radca górniczy i urzędnik państwowy, Meitzen został jednym z pierwszych 30 rajców młodej gminy. Na funkcję tę nie został jednak wybrany, gdyż do pierwszej rady miejskiej 10 radnych mianował spośród wyższych urzędników skarb górniczy. Ci dobrali 10 kolejnych radnych, a dopiero 10 pozostałych wybrali mieszkańcy. Charakterystyczne przy tym było, że urzędnicy byli prawie wyłącznie ewangelikami, a 90% mieszkańców – katolikami. Mianowany 9 marca 1869 r. pierwszy komisaryczny burmistrz, Lange zjednał sobie swoim postępowaniem poparcie większości mieszkańców, dlatego przed zaplanowanym na początek 1870 r. wyborem nowego, etatowego burmistrza delegacja wpływowych mieszczan zwróciła się do Meitzena, jako przywódcy ewangelickiej, urzędniczej większości radnych z prośbą o wybór Langego. „Meitzen miał oświadczyć, że pomimo tych życzeń odda swój głos na Gőtz’a”.

Kiedy w związku z finalizacją sprzedaży Huty Królewskiej Donnersmarckowi wydobycie żelaziaka na Załężu okazało się zbędne Meitzen podjął starania o to, aby odpowiedzialność za pozbawienie pracy zatrudnionych tam 100 mężczyzn i 74 kobiet, utrzymujących 272 członków rodzin nie spadła na niego, ani na fiskusa. Wykorzystano w tym celu żądanie podwyżki opłat za przewóz żelaziaka, wysunięte przez wekturantów, czyli furmanów „ze względu na beznadziejny stan załęskich dróg”. Ponieważ drogi do takiego stanu doprowadziła fiskalna eksploatacja bogactw Załęża, 19 marca 1869 r. Urząd Hutniczy zwrócił się za pośrednictwem Meitzena, któremu podlegał transport i drogi, do brygadzisty wekturantów, niejakiego Czoka, aby furmani zgodzili się utrzymać dotychczasowe opłaty. W przypadku odmowy Urząd sugerował wstrzymanie przewozów aż do poprawy pogody. Górnikom można by płacić zaliczki do czasu zwiezienia żelaźniaka i rozliczenia się z nimi. Pismo kończyło stwierdzenie: „gdyby miało to sprawić większe trudności, to proszę o szybkie zatrzymanie wydobycia”. W odpowiedzi 27 marca Meitzen informował, iż „w związku z tym, że kasa hutnicza mogłaby nie podołać wypłatom zaliczkowym (…) ma na uwadze zatrzymanie ruchu i dlatego wczoraj wszystkim wypowiedziano pracę”. Wprawdzie w post scriptum podał, że brygadzista Czok zgodził się na stare warunki do końca kwietnia, ale w Urzędzie Hutniczym widocznie się tego nie doczytano i tym sposobem, „z winy wekturantów” z końcem kwietnia nakazano zatrzymanie wydobycia żelaźniaka w Załężu. Prawie 550 ludzi z górniczych rodzin utraciło środki do życia.

Trzy miesiące później, 21 czerwca, weszła w życie ustawa znosząca ograniczenia w organizowaniu związków zawodowych i strajków. W październiku powstał liczący 270 członków oddział hirsch-dunckerowskiego Związku Zawodowego Górników Niemieckich przy kopalni „Król”. Kiedy od 1 grudnia wybuchł strajk 6400 górników kopalń dolnośląskich, zarząd kopalni „Król” pod kierunkiem Meitzena rozkolportował napisaną po polsku i w gwarze śląskiej broszurę z rzekomym „listem górnika”, potępiającym ów strajk i jego organizatorów. Wkrótce też I Inspekcja Górnicza w Królewskiej Hucie otrzymała od dyrektora WUG we Wrocławiu pismo z wytycznymi w sprawie działalności związkowej górników, w którym stwierdzano: „W razie gdyby wśród górników i hutników przybrała na sile akcja zakładania związków zawodowych, należy zgodnie z zarządzeniem ministra handlu (…) najpierw podjąć próbę przekonywania robotników w łagodny sposób. Równocześnie jednak należy skierować do nich żądanie, aby w ciągu określonego czasu wystąpili ze związku zawodowego. W razie, gdyby takie żądania nie odniosły skutku, należy wypowiedzieć pracę. Nie można bowiem tolerować przynależności robotników do takiego czy innego związku”. Zgodnie z zasadą „ordnung must sein”

W tymże 1869 r. Meitzen wprowadził do kopalni „Król” wzorowane na Westfalii kliny górnicze z wymiennymi ostrzami stalowymi. Sprowadził też z Piemontu sześciu robotników tunelowych, którzy byli znani z wykonania szeregu wielkich tuneli w Alpach. Mieli oni wydrążyć w kopalni pierwszą przecznicę. Sprawozdanie przesłane przez I Inspekcje Górniczą do wrocławskiego WUG w 1869 r. pełne było pochwał dla pracy Piemontczyków. Meitzen przypisywał ich dobre wyniki większej sile fizycznej, używaniu cięższych młotów i wierceniu głębszych otworów. W tymże roku udostępniono Pole Południowe kopalni przez budowę szybów „Bismarck I” i „Bismarck II”.

Ryc.7. Huta Królewska od strony walcowni w 1871 r.

Z 1869 r. pochodzi też rękopis V. Schuberta z odręcznymi notatkami Meitzena na marginesach zawierający pierwszy szkic historii kopalni „Król”, na którego podstawie A. Serlo opublikował w tym samym roku we Wrocławiu i w Berlinie „Beitrag zur Geschichte des Schlesischen Bergbau in den letzten 100 Jahren”, zawierający pierwszą znaną historię kopalni. Na koniec tego roku Meitzen doprowadził do sfinalizowania sprzedaży Huty Królewskiej i z dniem 1 stycznia 1870 r.
stała się ona za cenę 1 003 000 tlr. wraz z budynkami, urządzeniami, posiadanymi złożami węgla, żelaza i polami wapienników – własnością hrabiego Hugona Henckel v. Donnersmarck.

Dnia 6 stycznia 1870 r. rada miasta Królewska Huta (Kőnigshűtte) mianowała burmistrzem kandydata popartego przez Meitzena, mimo, że uchodził za przeciwnika katolicyzmu. To zaś sprawiło, że niezadowoleni przedstawiciele katolickich mieszkańców Królewskiej Huty zaczęli podburzać przeciw Meitzenowi i jego urzędniczej większości w radzie miasta robotników, będących też w większości katolikami. Kiedy ponadto w rezultacie starań owej „urzędniczej większości” założono prywatną szkołę dla dzieci urzędników i rada miejska uchwaliła dla niej z budżetu miasta roczną dotację w wysokości 200 tlr. z pieniędzy z trudem płaconych przez ludność katolicką, podczas gdy dzieci robotnicze nie mogły korzystać ze szkoły, bo w ciężkiej sytuacji finansowej młodego miasta brakowało środków na utrzymanie budynku szkolnego i utrzymanie etatów dla nauczycieli – konflikt między władzami miasta a mieszkańcami zaczął się rozszerzać.

Jakby tego nie było dość – załamały się prace prowadzone przez Piemontczyków: gdy przecznica trafiła na warstwy piaskowca przesycone wilgocią – porzucili kopalnię twierdząc, że płace są za niskie. Okazję te wykorzystali polscy robotnicy, dla których płace jakie otrzymywali ich poprzednicy były znacząca podwyżką i dokończyli budowę przecznicy. Tym razem Meitzen docenił wartość rodzimych pracowników. W tym czasie sprowadzono do kopalni pierwsze wiertarki typu Lisbeth, które – według obliczeń Meitzena – dwukrotnie, czyli do pół godziny skracały wykonanie otworu wiertniczego. Na ten rok przypadły też pierwsze próby brykietowania miału węglowego. W roku następnym podjęto próby z wystrzeliwaniem wrębu, co w konsekwencji doprowadziło do „detronizacji” wszechwładnego przy tej robocie do tej pory pyrlika i szpicaka.

Fot. 8. Brykietownia kopalni „Król” w 1910 r.

 

Strajk górników w Królewskiej Hucie (1871 r.)

Rok 1871 w kopalni „Król” przeszedł do historii raczej z innego powodu. Meitzen przeżył trudne chwile na swoim urzędzie. Jednym z powodów zaogniających sytuację w kopalni były jego „eksperymenty” z czasem pracy: 7-8 godzinne dniówki pozbawione przerw lub dniówki 8-godzinne, dwukrotnie po 4 godziny wykonywane w ciągu doby, aby przyspieszyć budowę chodników.

Kiedy zaś w 1870 r. na wojnę prusko-francuską poszło 331 górników, do końca roku przyjęto w ich miejsce wielu niewykwalifikowanych robotników z powiatów rolniczych, których niższe wymagania sprawiły, że podwyżka zarobków przy dużym w czasie wojny wzroście kosztów utrzymania wyniosła ledwie 3,6%. W ten sposób ci młodzi śleprzy stali się najbardziej wybuchową grupą robotniczą. W 1871 r. koniunktura się poprawiała, ale płace nie. „Jedynie urzędnicy korzystali z premii, wypłacanych od wzrostu wydobycia i zysków. Do tego celu miała służyć wzmożona kontrola obecności.(…) m.in. zmniejszenie liczby szybów zjazdowych i wyjazdowych z 11 do 5, co wydłużało drogę do miejsca pracy, a jednocześnie ułatwiało kontrolę i uniemożliwiało górnikom zabieranie ze sobą do domu zużytych kawałków drewna czy węgla na własne potrzeby”. Tymczasem – jak to z literackim zacięciem odmalował Wilhelm Szewczyk – „głód zmienił ludzi nie do poznania; suchy żarnowy chleb nie był w stanie ożywić policzków, pierś wypełniona dymem i pyłem zapadała się coraz bardziej, ukazując ostre żebra. Dzieci chodziły po sieniach bogatszych domów i żebrały o obierzyny z kartofli, ugotowane i posolone smakowały wyśmienicie. Co rano (…) Żony napełniały szybko bańki letnią kawą i zanim świt rozjaśnił uliczki i place, z mrocznych mieszkań wypełzali ponurzy ludzie na ośmio-, dziesięcio- czy nawet dwunastogodzinną dniówkę”.

Jednak to nie z tego powodu doszło do strajku w 1871 r. „W kopalniach, dość często zdarzały się, zaginięcia pojedynczych robotników i pracowników, ażeby temu zapobiec i mieć stałą ewidencje ludzi, na szychtach i sztolniach zatrudnionych, zapowiedziano, na zarządzenie policyjne urzędu górniczego, wprowadzenie znaczków kontrolnych z numerami, podług których pracownicy, w listach roboczych zapisywani byli. Marki te kontrolne, otrzymywać mieli robotnicy, przy wjeździe do pracy a zwracać po opuszczaniu szybu, urzędnikom kontrolującym. Zarządzenie to wydane jeszcze w listopadzie z.r. [1870 r.], miało być wprowadzone w użycie od 26 czerwca 1871 roku”. Dlatego 12 czerwca Meitzen ogłosił zarządzenie o markach kontrolnych. Górnicy przyjęli to najpierw milcząco, a potem kiedy mieli podpisami zaświadczyć jego przyjęcie do wiadomości – odmówili. Wprowadzenie znaczków kontrolnych oznaczało bowiem w tym momencie według robotników zaostrzenie nad nimi nadzoru i wydłużenie faktycznego czasu pracy o ponad pół godziny, które do tej pory zajmowało odczytywanie nazwisk z listy. Po nieudanych namowach zarząd zagroził zwolnieniem z pracy opornych i wyznaczył sobotę, 24 czerwca, jako ostatni dzień składania podpisów. W niedzielę sprawę omawiano na spotkaniu w Kasynie Katolickim, ale Karol Miarka tłumaczył robotnikom, że marki są dla ich bezpieczeństwa i ostrzegał przed gwałtownym oporem. W poniedziałek, 26 czerwca, nie zjechali na dół górnicy szybów „Erbreich” I i II. Wkrótce dołączyło do nich 500-600 górników z szybów „Krug” i „Harnisch”, na czele których szedł Wojciech (Adalbert) Ryba, niosący na kiju czerwoną chustę.

„Robotnicy, nie rozumiejąc, że rzecz sama w sobie im tylko pożyteczną być mogła, sprzeciwiali się wprowadzeniu tej nowości, zastrejkowali, do pracy udać się nie chcieli, zachowali się jednak jeszcze tego dnia spokojnie, jakkolwiek burmistrz Gőtz, obawiał się ekscesów i radził zażądać oddziałów wojskowych, z Koźla. Dyrektor Meitzen, oraz większość urzędników kopalni, była jednak przekonaną, że w dniu następnym, praca normalnie podjętą zostanie”. Z raportu dla króla wynikało, że wówczas jeszcze „niepokój wśród górników nie wydawał się poważny”.

Postulaty robotników z Królewskiej Huty

Listę postulatów między pierwszym a drugim dniem strajku w formie prośby górników do króla Prus zredagował także sam Miarka, do którego udała się ich delegacja. Treść była – z punktu widzenia warunków pracy – dość wymowna:

„1. Chociaż węgle z każdym rokiem drożeją i dochody kopalń od kilku lat w dwójnasób się pomnożyły, jednak zarobki coraz niżej wypadają; na nas przy tym składają ciężkie roboty, że co dawniej od 4 górników żądano, teraz mają wykonać w tym samym czasie 2 lub 3 górnicy.

2. Nie tylko jesteśmy wystawieni na niebezpieczeństwa i na różne nieszczęścia, które corocznie mnóstwo z nas przyprawiają o utratę życia, lecz nadto o 10 – 30 lat prędzej jak inni ludzie musimy zstępować do grobu, bo z 1000 robotników zaledwie jeden dożyje 50 lat. Przyczyną krótkiego życia jest coraz większy ciężar prac, pod którym ulegamy. Uważają nas za maszyny i obchodzą się z nami jak z maszynami. Tego pewnie państwo nie żąda i mamy
przekonanie, że to nie leży w woli Najjaśniejszego Króla, aby górnicy przed czasem się zniszczyli, a przy tym za tak wielkie ofiary nie odbierali odpowiedniej nagrody.

3. Chociaż wszystkie potrzeby życia drożeją, musimy płacić podwyższone podatki do knapszaftowej [brackiej] kasy.

Ryc. 9. Karol Miarka.

4. Kiedy przy tym ściągają z nas niesłychane podatki komunalne, zdaje nam się, że możemy żądać, aby nam wyświadczono wdzięczność…

5. Aby nas na większe niebezpieczeństwo narazić, mają być zamknięte dawniejsze szyby i tylko ma być czynny jeden szyb, często bardzo odległy od miejsca zamieszkania wielu robotników.

6. Narzucenie nam marek kontrolnych, których celu nie rozumiemy, jest dla nas nowym poniżeniem. Dla ich przyjęcia wymusza się od nas podpisy, to zaś wzbudza nieufność, gdyż już dawniej porobiliśmy smutne doświadczenia przez złożenie podpisów… Dlatego ośmielamy się prosić najuniżeniej… ze względu na wielkie niebezpieczeństwo życia związane z naszym zawodem i ze względu na wcześnie następującą śmierć, zezwolić na podwyżkę płac o 33,3%, jak również ulżyć naszemu położeniu”

.

Drugi dzień strajku – bunt górników z Królewskiej Huty

Następnego dnia, we wtorek 27 czerwca, ponownie nie zgłosili się do pracy pracownicy szybów „Erbreich” i „Krug”. Pracowano jednak na szybach „Bismarck” i „Kolejowym”. Około 6.00 rozległy się nawoływania do strajku w całej kopalni. W tej sytuacji „nadradca górniczy Baumler i dyrektor kopalni Meitzen, zażądali od ludzi, przedłożenia sobie warunków powrotu do pracy i życzeń pracowników. Około 9tej godziny rano, robotnicy w dużych grupach, przeciągać poczęli ulicami miasta, zachowując się jednak spokojnie, dopiero koło godziny 11tej przedpołudniem, górnicy strejkujący, rozpędzili pracujących na szybie kolejowym pracowników i poczęli gromadzić się w rynku, przed inspekcją górniczą, i żądać rozmowy z dyrektorem kopalni Meitzenem. Tenże udał się pomiędzy zgromadzonych górników i zażądał przysłania sobie deputacji, z żądaniami i warunkami, co się też wkrótce stało. Życzenia górników były następujące: 1. Zniesienie marek kontrolnych, 2. Przedłużenia dnia roboczego napowrót do 12 godzin (skrócono go przed dwoma miesiącami do 6–7 godzin), 3. Zmniejszenia podatków państwowych [zwłaszcza komunalnych], 4. Podwyżki ogólne płac dotychczasowych, oraz 5. Zapewnienie większego rozdziału węgla deputatowego, w lepszej jakości, niż dotychczas otrzymywano [oraz zniesienia miejscowej ordynacji wyborczej]. Żądania, jak 1 i 2, dyrektor kopalni obiecał zaraz załatwić przychylnie, co do innych rozpatrzeć wraz z radą nadzorczą i w porozumieniu z rządem, w ogólności, żądał jednak, natychmiastowego rozejścia się do domów i stawienia się na drugi dzień do pracy w kopalni. Górnicy początkowo zadowolili się odpowiedzią władzy, lecz wkrótce, [gdy przemawiał znienawidzony burmistrz Gőtz] podnieceni zapewne przez jakichś agitatorów, zaczęli naciskać na budynek inspekcji górniczej, [około godz. 13] rzucać kamieniami, grozić i dopuszczać się ekscesów ulicznych. Obaj urzędnicy wyżsi kopalni, nadradca Baumler i radca, dyrektor kopalni Meitzen, ledwie schronili się przed tłumem ucieczką przez ogrody, do piwnic budynku inspekcji, a burmistrz Gőtz z trudem tylko i przypadkowi zawdzięczał ocalenie(…)”. Strajkujący nie tylko nie reagowali na wygłaszane przez Meitzena w języku polskim apele, obrzucili go wyzwiskami i zmusili do ucieczki z siedziby Inspekcji Górniczej. „Tłum powybijał okna w budynku inspekcji górniczej. Splądrowano dom (…) Meitzena”. Według raportu dla króla „buntownicy w części byli zaopatrzeni w niebezpieczne dla życia kilofy, pałki, także rury żelazne i części maszyn”.

Sytuacji nie uspokoiła odezwa Kasyna Katolickiego do załogi informująca o piśmie z zażaleniem wysłanym do ministra. Jej autorzy pisali: „Podług uchwał na posiedzeniu niedzielnym nikt z naszego kółka nie dopuścił się gwałtów. Nad dzisiejszymi wybrykami ulicznego motłochu ubolewając, upraszamy i zaklinamy wszystkich górników, aby spokojnie oczekiwali odpowiedzi od ministra; inaczej nie można się dobrego skutku spodziewać”.

Nie powinno dziwić, że gniew robotników był wymierzony osobiście w Meitzena: jego rola przy mianowaniu Gőtza, sprawie szkoły i zwiększaniu wydajności pracy, ale i wyzysku górników – była powszechnie znana. Nie bez znaczenia było też pewnie to, że nie był katolikiem. W wydarzeniach, których ofiarą padło m.in. mieszkanie Meitzena znaczącą rolę odegrała trwająca od dwóch lat patriotyczna edukacja prowadzona wśród robotników przez Karola Miarkę, jego „Katolika” i „Kasyno Katolickie”. To pod ich wpływem „ludzie coraz mniej kryli się z poczuciem krzywdy”. Dowodem na ważną rolę agitacji K. Miarki może być fakt, że „początkowo nienawiść kierowała się głównie przeciwko gablotom z markami kontrolnymi. Demolowano je i wznoszono okrzyki: „Precz z markami! One noszą nazwisko Kamiński-Grundmann [inicjały K.G. oznaczały skrót nazwy Konigs Grube – kopalnia „Król” – S. M.], kto je przyjmie, ten zapisze duszę diabłu”. Pojawienie się nazwiska Kamińskiego w kontekście (…) wydarzeń wskazuje niedwuznacznie na wpływy kleru. (…) ks. Paweł Kamiński, niegdyś uczestnik powstania styczniowego i emigrant, po osiedleniu się na Górnym Śląsku nie uznał dogmatu o nieomylności papieża i znalazł się w szeregach (…) popieranego przez rząd pruski Kościoła starokatolickiego(…). Z czasem sprzymierzył się z ewangelikami. Brał pieniądze od Grundmanna i szukał oparcia nawet u Bismarcka. Słowem, okazał się renegatem narodowym i popadł w konflikt z Kościołem Katolickim. Stąd wznoszone okrzyki nabierały specyficznego zabarwienia, wskazując, że akcja kleru i pisma „Katolik” nie przeszła bez echa”.

Ryc. 10. F. W. Grundmann.

Sam Friedrich Wilhelm Grundmann (1804–1887), „ojciec-założyciel” miasta Kattowitz w latach 1857–1869 był mistrzem loży masońskiej „Silberfels” w Bytomiu. Miarka natomiast – niedługo przed strajkiem – zwalczając wszelkie niekatolickie wpływy wśród robotników drukował w „Katoliku” artykuł w odcinkach Odkryte tajemnice masońskie, w którym przywoływał barwnymi, aczkolwiek tendencyjnymi opisami wydarzenia Komuny Paryskiej. W numerze z 27 maja pisał: „ Sprawcami ostatniej rewolucji (jak i wszystkich buntów zaszłych w ostatnich 100 latach) byli masoni i socjaldemokraci… Kto z uwagą czytał Tajemnice masońskie, łatwo zrozumie, że zasady socjaldemokratów pochodzą z lóż masońskich”. Możliwe więc, że orientował się, jaką funkcję do niedawna pełnił Grundmann.

                                      cdn

Jedna myśl na temat “Volkmar Meitzen (1822–1900) cz. 1

Dodaj komentarz